Czy można, ot tak, przekreślić dogmat? Życie pokaże. Owym dogmatem w polityce międzynarodowej był ścisły sojusz Stanów Zjednoczonych Ameryki i Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Do czasu decyzji o Brexicie Londyn był sojusznikiem numer jeden Waszyngtonu w Unii Europejskiej (potem tę funkcję przejęła Polska). Teraz po Brexicie, Brytyjczycy pozostają niezmiennie głównym aliantem Amerykanów na Starym Kontynencie – choć oczywiście już nie w Unii Europejskiej.
I nagle na tym transatlantyckim szkle pojawiła się rysa w sprawie dla USA fundamentalnej – a nie jest nią ani wojna w Europie Wschodniej ani wojna na Bliskim Wschodzie, tylko ograniczanie wpływów Chin. Londyn zaczyna tu iść własną drogą. Można rzec, że skoro regularnie pielgrzymowali do Pekinu kanclerze Niemiec: Angela Merkel i Olaf Scholz oraz prezydent Francji Emmanuel Macron, to obecna podróż nowego ministra spraw zagranicznych Jego Królewskiej Mości jest po prostu próbą zawalczenia o brytyjskie interesy gospodarcze. Ba, można pokazywać, zgodnie z faktami, że po Brexicie Londyn zaczął mocno inwestować w relacje z Azją: przede wszystkim Japonią i Koreą Południową, bo z Indiami, z racji historycznych, miał, ma i będzie miał stosunki szczególne.
Jednak „Afrobrytyjczyk” (to mój ukłon w kierunku politycznej poprawności) David Lammy – kierujący resortem jeszcze do niedawna nazywanym FCO (Foreign and Commonwealth Office), czyli po prostu MSZ – który w ubiegłym tygodniu rozpoczął wizytę w Państwie Środka, pokazuje Amerykanom, że lewicowy brytyjski rząd nie będzie chłopcem na amerykańskie posyłki. Poprzednik premiera Keira Starmera na stanowisku szefa Labour Party – Jeremy Corbyn znany był ze swoich publicznych wypowiedzi bardzo krytycznych wobec NATO. Członek gabinetu Starmera Mr Lammy wpisuje się w ten lewicowo-amerykańsko-sceptyczny scenariusz. Oczywiście dużo bardziej dyplomatycznie niż w przypadku Mr Corbyna. Jednak teraz Partia Pracy rządzi i wolno jej po prostu mniej niż wtedy gdy była za czasów królowej Elżbiety II Opozycją Jej Królewskiej Mości – jak oficjalnie jest nazywana każda opozycja na Wyspach Brytyjskich.
Jeśli po drugiej stronie Atlantyku wygra – co jest coraz bardziej prawdopodobne – Donald Trump, to między lewicowym rządem w Londynie a prawicowym i UE – sceptycznym Białym Domem zapanuje prawdziwa „szorstka męska przyjaźń”.
Co oby…