Bitwa Warszawska

W latach 80. w ramach „odkrywania białych plam” w dziejach Polski, w jednym z programów telewizyjnych naczelni historycy peerelu dyskutowali na temat Bitwy Warszawskiej w 1920 roku. Zadano pytanie, co by było, gdyby Polacy przegrali bitwę i całą wojnę?

Jeden z dyskutantów dał taką odpowiedź: Wówczas nie byłoby ani burżuazyjnej Polski, ani burżuazyjnej Europy. W Europie nastałyby rządy proletariatu, które pod przewodem bolszewików realizowałyby politykę Międzynarodówki Komunistycznej. Prosta, jasna odpowiedź historyka, który nie bawił się w zawiłości, jak próbowali to czynić pozostali uczestnicy programu.

Oczywiście w programie nie zacytowano fragmentu rozkazu dziennego z 2 lipca 1920 r. dowódcy frontu zachodniego Michaiła Tuchaczewskiego, ale zapewne był on znany peerelowskim badaczom, choćby z londyńskiego wydania „Orzeł biały, czerwona gwiazda. Wojna polsko-sowiecka” książki brytyjskiego historyka Normana Daviesa: Ponad martwym ciałem białej Polski jaśnieje droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach poniesiemy szczęście i pokój ludzkości pełnej mozołu. Na zachód! Wybiła godzina ataku! Do Wilna, Mińska, Warszawy! Naprzód marsz! Nie zacytowano także fragmentu przemówienia członka Rewolucyjnej Rady Wojennej Frontu Zachodniego, Józefa Unszlichta:– abyście, podnosząc ducha, pouczając i oświetlając podległe wam oddziały Armii Czerwonej, pamiętali, że zdobycie Warszawy nie jest celem końcowym, lecz tylko punktem wyjściowym do właściwego wielkiego celu, jakim jest rewolucja europejska, rewolucja światowa!

Na przełomie 1919 i 1920 roku Wszechrosyjski Komitet Wykonawczy dał sygnał do przygotowania „czerwonego marszu na Europę”. Plan operacji przeciwko odradzającej się Polsce został opracowany przez płk Borysa Szaposznikowa, byłego oficera sztabowego carskiej armii, późniejszego marszałka Związku Sowieckiego, którego wskazówki stanowiły trzon doktryny wojennej Sowietów. Jeden z jej elementów zawiera się w słowach: Mobilizacja – to wojna i nie rozumiemy jej inaczej. Jest ona zasadniczą częścią także doktryny wojennej współczesnej Rosji. W ciągu czterech miesięcy, do kwietnia 1920 roku siły Armii Czerwonej zgrupowanej na froncie zachodnim wzrosły prawie pięciokrotnie i wynosiły prawie trzy miliony żołnierzy. Realizacja działań Józefa Piłsudskiego, który postanowił przyjść z pomocą walczącej o wolność Ukrainie i wyruszył na Kijów w kwietniu, wynikała jak najbardziej z realizmu politycznego i strategicznego.

Polskie uderzenie zmusiło do działań część oddziałów bolszewickich, które nie były do końca przygotowane. Bolszewicy zostali zmuszeni nie tylko do weryfikacji wcześniejszych planów, ale także do wycofania się z zajętych dogodnych dla siebie pozycji, przygotowanych do przeprowadzenia ataku na ukraińskie oddziały. Ten czas Piłsudski wykorzystał na spokojne opracowanie dalszych działań, mając na uwadze wielką przewagę liczebną bolszewików. Nie mógł całkiem polegać na Ukraińcach, ponieważ nie zajęli jednego stanowiska w kwestii prowadzenia walki w sojuszu z Polską. Wobec tego Piłsudski podjął decyzję o wycofaniu z Kijowa i przygotowaniu do obrony. Bolszewicy po przegrupowaniu i wzmocnieniu własnych oddziałów, rozpoczęli realizację planu uderzenia zatwierdzonego na początku marca 1920 roku. Plan ten zakładał podział frontu zachodniego na kierunki działań. Pierwszy pod dowództwem Tuchaczewskiego, miał uderzyć na zachód, na linii Smoleńsk – Warszawa – Berlin. Drugi, południowo-zachodni pod dowództwem Aleksandra Jegorowa miał opanować Galicję, by następnie uderzyć na Czechosłowację, a dalej na Bałkany.

Żołnierze w czasie mszy polowej (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn.

Już po tych planach widać, z jaką skalą agresji Polska miała się zmierzyć. Tym bardziej, że przewaga liczebna bolszewików na całym froncie spowodowała cofanie się polskich wojsk. Sytuacja na froncie miała wpływ na wydarzenia polityczne w kraju. Powołany pozaparlamentarny rząd Władysława Grabskiego szukał rozwiązania wśród państw Ententy, które miały pośredniczyć w kontaktach z Sowietami. Jaki mógł być wynik pośrednictwa, można sobie tylko wyobrazić. Państwa europejskie nie kwapiły się do nowego konfliktu, tym razem z Sowietami. Za wszelką cenę dążyły do zakończenia wojny, nawet kosztem Polski.

Premier Wielkiej Brytanii Lloyd George wymógł na Grabskim, by ten zgodził się na przyjęcie granicy wschodniej na tzw. linii Curzona, bez Lwowa i Wilna. Polska w takim kształcie miałaby stanowić państwo kadłubowe, bez zaplecza gospodarczego, bo Śląsk i roponośne tereny w Galicji nie miały wchodzić w skład państwa polskiego. Więcej, premier brytyjski uznał za uzasadnione inne warunki, pod jakimi Sowieci zgadzali się na zawarcie pokoju: redukcję polskiej armii do 50 tys. żołnierzy, wydanie zapasów broni i amunicji Armii Czerwonej, swobodny tranzyt sowieckich transportów przez ziemie polskie. W zamian przewodniczący sowieckiej delegacji, która prowadziła rozmowy z Georgem Lloydem, Lew Kamieniew (prawdziwe nazwisko Lew Rozenfeld), oświadczył, że uznaje bez zastrzeżeń niezależność i samodzielność RP.

Były to warunki nie do przyjęcia, nawet dla najbardziej ugodowych polityków w Polsce. Strona polska nie odpowiedziała na te warunki. Było to zresztą po myśli bolszewików, dla których pokój z Polską utrudniał realizację planów podboju Europy. Dał temu wyraz Lenin, który pisał do Stalina: Polacy nie przyjechali w oznaczonym terminie. Dla nas jest to arcywygodne. Intencje bolszewików rozumiał Piłsudski. Jakiekolwiek starania o zawarcie pokoju były zgodą na klęskę. Pisał: Pod wrażeniem nasuwającej się chmury gradowej łamało się państwo, chwiały się charaktery, miękły serca żołnierzy. Dla naszej polskiej strony pod wpływem wydarzeń wytwarzał się coraz wyraźniej i coraz jaśniej poza frontem zewnętrznym front wewnętrzny, który swą siłą we wszystkich historiach był zwiastunem klęski i największym czynnikiem nie bitew, lecz wojen. A kiedy 14 sierpnia, a więc w chwili, gdy Sowieci stali u bram Warszawy, wysłano delegację do Tuchaczewskiego na rozmowy o zakończeniu walk, Piłsudski nie krył swojej irytacji: Inaczej jak żebraniną tego nazwać nie mogę, gdyż wszczynać miano rozmowę o pokoju w chwili, kiedy zwycięski nieprzyjaciel do stolicy naszej pukał i groził zniszczeniem naszego państwa przedtem, niż słowa o pokoju wyrzecze.

Wielka Brytania zajęła wobec wojny postawę uległą i zdecydowanie nieprzyjazną Polsce. A inne państwa? Po propozycjach Kamieniewa rządy Francji i Stanów Zjednoczonych deklarowały pomoc Polsce. Jednak od deklaracji do realnej pomocy była droga długa i kręta. Dodatkowo zaś bolszewicka propaganda robiła swoje. Kongres III Międzynarodówki Komunistycznej ustalił: Zadanie proletariatu wszystkich krajów polega na tym, by przeszkadzać rządom Anglii, Francji, Ameryki i Włoch w okazywaniu przez nie pomocy białej Polsce. Tam – gdzie rządy i sfery kapitalistyczne przed protestami robotników nie ustąpią – organizować należy strajki i stosować nawet gwałt.

Jawną niechęć wobec Polski wyraził czechosłowacki prezydent Tomasz Masaryk oraz minister spraw zagranicznych Edward Benesz. Obaj wyrazili zgodę na przejęcie przez Sowietów Rusi Zakarpackiej z Użhorodem „w dowód przyjaźni, kiedy bolszewicy zajmą Galicję Wschodnią”. Miało to ich zdaniem zatrzymać marsz bolszewików i uratować Czechosłowację. Skrajnie nieprzychylne Polsce było stanowisko Niemiec. Grali na dwa fronty. Państwom Ententy zaproponowali, że w zamian za oddanie im Wielkopolski i Pomorza oraz obalenie traktatu wersalskiego wystawią armię zdolną do powstrzymania bolszewików, a jednocześnie w tajemnicy pertraktowali z bolszewikami warunki rozbioru Polski.

O tym, jak ważne były Niemcy dla planów bolszewickich, świadczą słowa Tuchaczewskiego: Robotnicy niemieccy otwarcie wystąpili przeciwko Entencie, zawracali transporty z zaopatrzeniem i uzbrojeniem, które Francja przesyłała Polsce, nie dopuszczali do wyładowywania francuskich i angielskich statków z amunicją i bronią w Gdańsku, powodowali katastrofy kolejowe itd. Słowem, prowadzili walkę rewolucyjną na korzyść Rosji Sowieckiej. W Prusach Wschodnich, kiedy otarliśmy się o nie, popłynęły do nas setki i tysiące ochotników, spartakusowców i robotników bezpartyjnych, pod sztandary Czerwonej Armii, tworząc w niej niemiecką brygadę strzelców. Ażeby było ciekawiej, wspomniany strajk w Gdańsku został poparty przez Wysokiego Komisarza Ligii Narodów Reginalda Towera. Jedynie Węgry i Rumunia okazały wolę pomocy Polsce.

Węgierski rząd Miklosa Horthy’ego zaoferował dostawę broni i amunicji dla Polski, a dodatkowo zadeklarował wysłanie na front 30 tys. żołnierzy. Rumunia natomiast wyraziła poparcie polityczne dla walczącej Polski. Przekonanie o upadku Warszawy i zajęciu całej Polski było tak wielkie, że ze stolicy wyjeżdżały zagraniczne przedstawicielstwa. Pozostał natomiast nuncjusz Stolicy Apostolskiej Achilles Ratti, późniejszy papież Pius XI. Wytrwał i dawał nadzieję modlitwą, wspierał polskie duchowieństwo w tej najważniejszej dla bytu państwa polskiego chwili. A kiedy po zakończeniu wojny wyjeżdżał z Polski, otrzymał od polskich biskupów w dowód wdzięczności kopię Cudownego Obrazu Jasnogórskiego. – To najmilszy dar od Episkopatu Polski – powiedział później i umieścił obraz w kaplicy w rezydencji w Castel Gandolfo. Wyjeżdżając, otrzymał także dwa obrazy lwowskiego malarza Jana Rosena, jeden przedstawiał obronę Jasnej Góry przed Szwedami w XVII wieku, drugi „Cud nad Wisłą”, nawiązujący do ostatnich wydarzeń.

W całych dziejach wojny z bolszewikami zapisali się cudzoziemscy ochotnicy, którzy przybyli do Polski. Szczególnie warto w tym miejscu wspomnieć o utworzeniu Eskadry Kościuszkowskiej złożonej z pilotów amerykańskich. Pomysłodawcami byli kapitan Merian Cooper oraz major Cedric Fauntleroy. Pierwszy był praprawnukiem Johna Coopera, na rękach którego zmarł Kazimierz Pułaski, śmiertelnie ranny w bitwie pod Savannah w 1777 r. w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Szkocki przyjaciel osiadły w Ameryce obiecał umierającemu Pułaskiemu, że on i jego następcy spłacą dług wdzięczności Polsce. I ten moment nastał w 1920 roku. A sam Merian Cooper, który wypełnił wolę swego przodka, to postać znana w dziejach światowej kinematografii. Był scenarzystą oraz współreżyserem filmu „King Kong” z 1932 roku a w 1954 otrzymał Oscara za wkład do sztuki filmowej. W 1939 r. Cooper ponownie zaangażował się w pomoc dla walczącej Polski, organizując koncerty charytatywne, a zdobyte środki przeznaczał na zakup broni.

W 1920 roku społeczeństwo polskie kolejny raz dało wyraz patriotyzmu wobec zagrożenia. Nie pomogły wezwania propagandy bolszewickiej ani renegatów, którzy mieniąc się Polakami, utworzyli w Smoleńsku Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski, zwany Rewkomem. Zainstalowani w Białymstoku wydali manifest wzywający robotników i chłopów do rewolucji. Bez rezultatu. Traktowano ich jak zdrajców, „przebierańców”, którym nikt nie ufał. Robotnicy i chłopi, zamiast wstępować do zdradzieckich formacji bolszewickich, wstępowali jako ochotnicy do polskiej armii. Była w tym olbrzymia zasługa polityków, m.in. Wincentego Witosa, „chłopskiego naczelnika”, który w lipcu 1920 roku wzywał: Gdyby zaszła taka potrzeba, musimy podjąć walkę na śmierć i życie, bo lepsza nawet śmierć niż życie w kajdanach, lepsza śmierć niż podła niewola. Precz z małodusznością, precz ze zwątpieniem. Ludowi, który jest potęgą, wątpić nie wolno ani rezygnować nie wolno! Trzeba ratować Ojczyznę, trzeba jej oddać wszystko – majątek, krew i życie, bo ta ofiara stokrotnie się opłaci, gdy uratujemy państwo od niewoli i hańby. W 1920 roku udało się utworzyć formację narodową wojska, o jaką zabiegał półtora wieku wcześniej Tadeusz Kościuszko, a w 1863 roku zabiegali dowódcy Powstania Styczniowego. To na takiej formacji narodowej Piłsudski oparł Legiony, a w 1920 roku obronę Polski.

Komu należy oddać zasługi za plan Bitwy Warszawskiej? Spory toczą się właściwie od jej zakończenia. Najbardziej trafna jest wypowiedź wspomnianego wcześniej brytyjskiego historyka Daviesa: To, czy szczegóły zostały nakreślone przez Piłsudskiego, Rozwadowskiego, Weyganda, przez nich wszystkich czy nawet przez kogoś innego, nie ma znaczenia. Zasadnicza decyzja nie dotyczy wszakże szczegółów, w istocie chodziło o osąd moralny: czy można ważyć się na przegrupowanie całego wojska w ciągu jednego tygodnia, czy armia może ryzykować naruszenie szyku bojowego w sytuacji, gdy wróg puka już do wrót stolicy? Taka decyzja mogła należeć tylko do Wodza Naczelnego i tym, który ją podjął, był Piłsudski.

Czym była Bitwa Warszawska? Pokonany Lenin pisał o międzynarodowym znaczeniu: Sprawa wzięła taki obrót, że jeszcze kilka dni zwycięstw ofensywy Armii Czerwonej, a nie tylko Warszawa zostałaby zdobyta, to nie było takie istotne, lecz rozbity zostałby pokój wersalski.

Edgar Vincent D-Abernon, przyjaciel Polaków i Marszałka Piłsudskiego, ocenił polskie zwycięstwo w swojej książce „Osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata pod Warszawą:

Współczesna historia cywilizacji zna mało wydarzeń, posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w 1920 roku. Nie zna zaś ani jednego, które byłoby mniej doceniane. Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, iż z upadkiem Warszawy, Europa Środkowa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji. W wielu sytuacjach historycznych Polska była przedmurzem Europy przeciw inwazji azjatyckiej. W żadnym atoli momencie zasługi położone przez Polskę nie były większe, w żadnym niebezpieczeństwo nie było groźniejsze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *