Rządząca w naszym kraju koalicja nadmiernego deficytu stara się przelicytować zapaść gospodarczą z poprzednich PO-rządów.
Na porządku dziennym mamy wstrzymywanie inwestycji, likwidacja miejsc pracy – bo się nie opłaca. Zresztą brukselokraci pomogą, bo przecież nasz kraj ma realizować unijne cele klimatyczne, a nie własne cele gospodarcze. Choćby wdrażanie brukselskiej dyrektywy zeroemisyjności – to epokowe przedsięwzięcie obejmie 83% budynków, pochłaniając 1,5 bln zł.
Tymczasem zamiast rozwoju gospodarczego – audyty, zamiast wdrażania nowych technologii – jałowe rozliczania, zamiast realizacji planowanych inwestycji – analiza ich zasadności (bo poprzednicy cierpieli na gigantomanię). Opóźnienia w budowie elektrowni jądrowych sięgają już dekad. Wstrzymuje się projekt budowy Rurociągu Pomorskiego, co zagraża bezpieczeństwu naszego kraju. W końcu, gdy nastąpi zamknięcie Turowa, to polscy pracownicy znajdą zatrudnienie w niemieckich kopalniach – co właśnie umożliwia im polski wymiar sprawiedliwości, orzekając na korzyść „zielonych” i niemieckiej konkurencji. Jeżeli KE i TSUE nie zdołały zlikwidować tej kopalni, to mogą to zrobić ambitne zamierzenia administracji 13 grudnia (utrata pracy dla 60 tys. ludzi).
Minister zdrowia uważa, że 12-tygodniowe dziecko nie czuje, więc można je abortować. Minister klimatu planuje renaturyzację Odry i jej pobrzeży, bo żegluga śródlądowa jest nieopłacalna. Resort transportu – zamiast realizować program „TIR-y na tory” – likwiduje kolejowy transport towarowy. Minister ds. równości „iksuje” – podając informacje o środkach poronnych i organizacjach ułatwiających aborcję – więc zapaść demograficzna będzie się powiększać. Z kolei minister obrony apeluje do NGO-sów, by nie przeszkadzały żołnierzom w pilnowaniu granicy państwa, tym bardziej gdy trwa polsko-białoruska wojna hybrydowa.
I tu fenomen. Bo podczas gdy gospodarka zwija się, to organizacje ułatwiające życie nielegalnym migrantom – przeciwnie. Nieźle sobie zarabiają, donosząc na nasze państwo do międzynarodowcy trybunałów, obficie konsumując fundusze brukselskie, „sorosowe”, jak również urzędu zajmującego się cudzoziemcami. Perspektywy dorabiania się na tzw. pushbackach znacznie się rozszerzyły, gdy Niemcy nasyłają migrantów do naszego kraju. Biznes graniczny ma więc przyszłość, nie bez przychylności prokuratury, która ściga obrońców granic. Jak wiadomo – prawem człowieka jest nielegalne przekraczanie granic i życie na socjalu.
Za poprzednich PO-rządów rosła dziura budżetowa (trzeba było łatać ją środkami z OFE) i zadłużenie państwa. Nie pomny tego PO-elektorat wywołał z szafy trupa nieudolnych i niekompetentnych PO-rządów. Już po paru miesiącach administracja 13 grudnia wykonała deficyt budżetowy, na który musieli zareagować brukselokraci, nakładając na nasz kraj procedurę nadmiernego deficytu. Oznacza to nie tylko cięcia wydatków publicznych, ale przede wszystkim uzyskiwanie zgody KE na nowe wydatki. W tej sytuacji nawet podniesienie opłaty pogrzebowej (z 4 tys. do 7 tys. zł) jest niemożliwe, choć to obietnica wyborcza.
Pustki w kasie
Gdy tylko administracja 13 grudnia objęła władzę, jakaś pandemia opanowała państwowe spółki – albo zmniejszyły zyski, albo poniosły straty. W konsekwencji zmalały wpływy do budżetu, odsuwając na dalszy plan inwestycje. Dzieje się to mimo drożejącego paliwa czy energii. Gorsze rezultaty finansowe odnotował nawet Orlen, także Polska Grupa Energetyczna. Straty pojawiły się w Jastrzębskiej Spółce Węglowej i PKP Cargo. To paradoks, bo nie widać ani europejskiego kryzysu, ani wzrostu cen ropy naftowej. Przyczyn takiego stanu rzeczy należy upatrywać w niekompetencji rządzących, braku decyzji rozwojowych, bo – jak na razie – dominują polityczne rozliczenia poprzedników.
Pomimo podniesienia stawki VAT na żywność (z 0 na 5%) nie rosną wpływy budżetowe z tego podatku (mogą być niższe o 20-30 mld zł od założeń budżetowych). Co więcej, wróciła luka VAT-owska, tak skutecznie zwalczana przez poprzedni rząd. I zaktywizowała się mafia VAT-owska. Tymczasem termin wprowadzenia obowiązkowego Krajowego Systemu e-Faktur został przesunięty na 2026 rok. Tak więc, na uszczelnienie systemu (tak, jak na wpływy budżetowe) przyjdzie jeszcze poczekać. Niemniej zarówno mizeria budżetowa, jak i brukselska procedura nadmiernego deficytu, to wygodne usprawiedliwienie dla administracji 13 grudnia, nie podejmującej strategicznych, infrastrukturalnych inwestycji prorozwojowych, a zarazem korzyść dla gospodarki niemieckiej, która chce zdominować naszą.
Sytuacja musi być zaiste krytyczna, skoro – zmieniając poprzednie ustalenia – administracja 13 grudnia podwyższa akcyzę na papierosy i wyroby nikotynowe (obecnie jest to 27 mld zł) do 2027 roku (w trzech latach kolejno o 25, 20 i 15%). Desperacja wymowna, bo przecież trzeba było zmniejszyć „czternastkę” (z 2650 zł do 1780 zł). To jednak nie wszystko, bo od nowego roku wzrosną opłaty i podatki lokalne, od urządzeń energetycznych, nieruchomości. Nawet jeżeli w 2025 roku płaca minimalna osiągnie 4626 zł brutto, a przeciętne wynagrodzenie – 8579 zł brutto, to pracownicy nie będą usatysfakcjonowani. Tym bardziej, że już teraz płacą za brukselskie zielone szaleństwo (gdyby nie system ETS, rachunki za energię wynosiłyby 30% obecnych). Całościowy koszt tzw. transformacji energetycznej to 600 tys. zł na każdego pracownika.
Dobrostan obywatela
Administracja 13 grudnia może powoływać się na balcerowiczowską transformację gospodarczą. Wtedy też wyprzedawano za bezcen atuty gospodarki. Znikały całe sektory (rolno-spożywczy, elektroniczny, stalowy, cementowy), na którym to procederze bogaciła się nomenklatura. Tzw. przeciętny obywatel godził się na kiepskie płace (bezrobocie) i wyzysk zagranicznych przedsiębiorców. Przykładem sieci handlowe, eliminujące lokalny handel i rzemiosło. Niemniej administracja 13 grudnia forsuje niedzielną pracę tych sieci (zamiast zająć się analizą ich agresywnej optymalizacji podatkowej). Tymczasem w swych macierzystych krajach żadna z tych sieci nie zaryzykowałaby wprowadzenia pracy w niedziele.
Nie przedstawiając programu naprawczego, nowy zarząd PKP Cargo przewiduje tzw. nieświadczenie pracy dla 30% załogi (4 tys. pracowników). To rozwiązanie niezrozumiałe, tak jak tegoroczna strata (118,1 mln zł), przy ubiegłorocznym zysku (104,2 mln zł). Tym bardziej w perspektywie zapotrzebowania na transport przy odbudowie Ukrainy. Z bliżej nieokreślonych przyczyn elektrownie spalają więcej węgla, niż zamawiają w polskich kopalniach. W efekcie Polska Grupa Górnicza planuje zwolnić 400 pracowników. Wobec braku perspektyw rozwojowych, warunkowanych zarówno okolicznościami krajowymi (nieudolne zarządzanie), jak i brukselskimi (zielone szaleństwo) – coraz więcej zwolnień grupowych. Zwija się przemysł motoryzacyjny, stalowy, zapaść w budownictwie, transporcie, magazynowaniu. Poprzedni rząd redukował bezrobocie przez kreatywną politykę gospodarczą i tworzenie sprzyjających warunków dla rozwoju firm. Administracja 13 grudnia tego nie gwarantuje.
Tymczasem wszystko na to wskazuje, że drożyzna będzie rosła. Trzeba więcej płacić za surowce, energię i gaz, za żywność i chemię gospodarczą. Podstawowe zakupy wzrosły w czerwcu o 3,1% – i ma być jeszcze drożej. Podskoczyły ceny owoców i warzyw, lodów, wyrobów czekoladowych, masła, ryb, kawy, herbaty, alkoholu, mięsa drobiowego (aż o 16,7%). Drożyzna opróżnia kieszenie klientów o 15 mld zł. Niestety trzeba jeszcze doliczyć koszty utrzymania mieszkań (woda, wywóz śmieci). Eksperci już policzyli, że w 2027 roku statystyczna rodzina zapłaci za ogrzewanie węglem 73% średniego wynagrodzenia. Już teraz jedna trzecia rodzin nie jest w stanie sfinansować półkolonii czy wakacji dla dzieci. Niemniej rotacyjny marszałek sejmowy mrozi obywatelski projekt ustawy „Stop podwyżkom”, pod którym podpisało się 140 tys. obywateli. Tylko członkowie rządowej komisji, badającej rosyjskie i białoruskie wpływy (12 osób) nie narzekają. Resort sprawiedliwości funduje im ponad 208 tys. zł miesięcznie (ponad 17 tys. zł „na głowę”).
W stronę neokolonii
Chociaż w latach 2018-2022 liczba młodych ludzi mieszkających z rodzicami zmniejszyła się o 300 tysięcy, to z badań Eurofound wynika, że 42% Polaków w wieku 25-34 lat mieszka z rodzicami (wg GUS jest to 1,7 mln osób). Tymczasem rosną ceny mieszkań. Tylko 24% młodych uważa, że ma szanse na kredyt. Buduje się coraz mniej – także dlatego, że administracja 13 grudnia zaniechała programu dopłat do kredytów. Niezależnie od tego, firmy budowlane popadają w tarapaty, nie mogą liczyć na zrozumienie banków. Przeterminowane zaległości finansowe firm przekroczyły już 1,5 mld zł. Budownictwo mieszkaniowe określano jako koło zamachowe gospodarki, ale za PO-rządu to tylko słowa.
Tymczasem firmy budowlane nie mogą doczekać się nowych zleceń. Od stycznia do kwietnia tego roku produkcja budowlano-montażowa zmniejszyła się o prawie 9%. Nie lepiej jest w innych branżach. Gdy nie rozwija się portów – transport kolejowy i samochodowy staje się niepotrzebny (60% firm przewozowych planuje redukcję floty i zatrudnienia). A perypetie projektu CPK mówią same za siebie.
Przez ostatnie lata polska gospodarka była jedną z najszybciej rozwijających się na świecie. Teraz to już przeszłość. Co dziesiąta firma transportowa ma kłopoty finansowe (unijny pakiet mobilności, zatory płatnicze). GUS podaje, że w I kw. br. zbankrutowało 120 firm, zaś 1400 znajduje się w restrukturyzacji. Tymczasem konkurencja brukselska czy ukraińska nie śpi. Majsterkowanie resortu klimatu przy lasach państwowych (wyłączenie z gospodarki 20% lasów, czyli ok. 1,5 mln ha), to 70 tys. pracowników branży drzewnej na bruku. Próby rozbioru Orlenu, degradacja PKP Cargo – to kolejne przykłady zwijania gospodarki, nad którą wisi brukselski nakaz szybszego odchodzenia od paliw kopalnych. Brukselokraci myślą, ze jeżeli przeniosą „uciążliwe” przemysły na inne kontynenty, to uratują planetę. Tymczasem nasz kraj ma być składowiskiem przestarzałych wiatraków i „elektryków”.
Tak więc wszystko wskazuje na to, że nasz kraj wraca do swej tradycyjnej roli (za PO-rządów). Ma być rynkiem zbytu i rezerwuarem taniej siły roboczej. Jedyne co pozostało w tej zapaści – to własna waluta.