Debata po exposé Ministra Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego 25.04.2024
W trwającym półtorej godziny exposé szefa MSZ Radosław Sikorski skupił się na krytyce poprzedniej władzy podkreślając, że w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy polska polityka zagraniczna to „seria chybionych założeń ideowych, złych pomysłów i zaniechań”. Podkreślał konieczność budowania wspólnoty europejskiej i angażowania się w różne procesy i inicjatywy stamtąd płynące, m.in. w projekt niemiecki żelaznej kopuły. „Ważne, by Polska wróciła do grona krajów tworzących Europę, a nie broniących się przed Europą” – mówił minister. Natomiast w bardzo niewielkim stopniu Sikorski odniósł się do sojuszu Polski ze Stanami Zjednoczonymi, a w ogóle nie wspomniał o projekcie nuclear sharing.
W imieniu największego klubu poselskiego Prawa i Sprawiedliwości wystąpienie Sikorskiego skomentował minister spraw zagranicznych w rządzie Zjednoczonej Prawicy, prof. Zbigniew Rau.
Spasiba Rosja
Z uwagą wysłuchałem przedstawionej przez pana ministra informacji o polityce zagranicznej obecnego rządu. Z rozczarowaniem jednak muszę odnotować, że zamiast informować, pan minister zajął się na tej sali dezinformacją. W zapale retorycznym pan minister starał się przesłonić sześcioma strachami na wróble, czyli jak to nazwał mitami, którymi jakoby hołdował w polityce zagranicznej poprzedni rząd. Zanim przejdę do omówienia dezinformacji przedstawionej przez pana ministra, musimy stanąć na twardym gruncie faktów.
W ciągu ostatnich lat, mimo pandemii, mimo wojny za naszą wschodnią granicą, PKB Polski wzrósł w sposób rekordowy w ponad 30%, spadło zadłużenie, wzrosły zagraniczne inwestycje bezpośrednie. Polska wtedy kiedy rządziliśmy była postrzegana jako kraj bliski cudu gospodarczego. A wielu ekonomistów te czasy określa złotym wiekiem naszej historii. Powiem państwu szczerze, że choćby obecny rząd zjadł tysiąc baśniowych kotletów i postawił przed nami tysiąc słomianych, retorycznych gadżetów, to bez wątpienia nie zdoła wmówić Polakom, że te fakty to mit.
Do tego sukcesu przyczyniła się prowadzona przez Prawo i Sprawiedliwość i Zjednoczoną Prawicę polityka zagraniczna. Dzięki niej Polska rosła szybciej niż średnia unijna oraz strefa euro jako całość. Dzięki rządom Prawa i Sprawiedliwości Polska jest dziś nie tylko bogatsza ale zasadniczo bardziej bezpieczna. Polacy chcieliby mieć nadzieję, że obecny rząd zdoła zerwać z tradycyjną dla siebie skłonnością do wielbienia minimalizmu i imposybilizmu. I zdoła podtrzymać tą pozytywną energię i wzrost aspiracji polskiego społeczeństwa wyzwolony przez Prawo i Sprawiedliwość oraz jego politykę zagraniczną.
Aby tak się stało, trzeba w polityce zagranicznej twardo stąpać po ziemi i widzieć świat takim, jakim on jest w rzeczywistości, a nie takim, jak chciałoby się, by on był. Niestety z informacji przedstawionej przez pana ministra wynika, że rząd, który reprezentuje, zamierza prowadzić swoją politykę, kierując się sześcioma iluzjami.
Po pierwsze, nie tylko łudzi się, ale wmawia nam tą iluzję, że integracja europejska i pogłębianie jest celem samym w sobie i że Polska nie ma innego wyjścia, jak tylko podporządkować się nieuchronnemu losowi i rozpłynąć się we wspólnotowej Unii Europejskiej, w której rzekomo nie ma już interesów narodowych. A istnieją jedynie interesy wspólne, europejskie. To bajkowa wizja. Niestety nie ma żadnego związku z rzeczywistością. Unia Europejska powstała w wyniku przekazania przez państwa członkowskie części ich narodowych kompetencji, jest instrumentem ich suwerennych polityk. Nie jest żadnym bytem sui generis, jak czasami próbuje się nam wmawiać, ale instytucją międzynarodową utworzoną z mocy traktatów zawartych przez suwerenne państwa, dzięki której mogą one wspólnie osiągnąć cele będące poza realistycznym zasięgiem każdego z nich z osobna. Ale osiągnięcie tych wspólnych celów odbywa się w procesie konkurencji i rywalizacji i często bezwzględnych zabiegów o realizację interesu własnego kosztem innych. Jeżeli rząd będzie kierował się w Europie własnymi iluzjami, nie będzie zdolny do obrony polskich interesów i stanie się nieświadomym narzędziem, a co gorzej świadomym, w ręku innych. Jeśli w Unii Europejskiej nie bronisz interesów własnych, realizujesz cudze.
Drugą iluzją, na której rząd zamierza opierać politykę zagraniczną, jest przeświadczenie, że suwerenność państwa jest szkodliwym anachronizmem i nic się nie stanie, jeśli się tego anachronizmu wyzbędzie. W obliczu trwającego za naszą wschodnią granicą zamachu rosyjskiego imperializmu właśnie na suwerenność, to jest pogląd groźny. Świadczy o pewnej koncepcyjnej, intelektualnej impotencji polityków, którzy go głoszą, ale co gorsza o braku świadomości, do czego suwerenność służy.
Demokratyczne państwo jest suwerenne, gdy może panować nad własnym terytorium i realizować cele narodu zdefiniowane w jego konstytucji. Nie jest przy tym podporządkowany władzy obcej oraz ma zdolność do określania własnych kompetencji wobec innych państw zgodnie z zasadą suwerennej równości. Z tej suwerenności państw demokratycznych korzysta się w stosunkach międzynarodowych. Naturalną koleją rzeczy możemy dyskutować. Rząd Prawa i Sprawiedliwości użył jej, aby prowadzić politykę powstrzymywania rosyjskiego imperializmu. Nie oglądał się na innych sojuszników i nie czekał na ich decyzję właśnie po to, by wykazać, że powstrzymanie imperializmu przez suwerenne państwa jest możliwe i jest funkcjonalne. Rząd Donalda Tuska opowiada się za zwiększeniem zakresu podejmowania decyzji w Unii Europejskiej w drodze większości kwalifikowanej. Otóż pragnę zwrócić uwagę, że gdyby ten system głosowania obowiązywał w dwa tysiące dwudziestym drugim roku, w chwili rosyjskiej napaści na Ukrainę – przy ówczesnej polityce Niemiec, które, przypomnę, uznawały, że jedynym wsparciem, które Ukraina może od Europejczyków otrzymać bez groźby eskalacji są stare niemieckie hełmy – Rosjanie wkroczyliby do Kijowa, a Ukraina by zginęła. Żyje i walczy między innymi dlatego, że Polska skorzystała z własnej suwerenności i. Przed wszystkimi udzieliła jej skutecznej pomocy.
Trzecią iluzją obecnego rządu jest przekonanie, że partnerskie, oparte na wzajemnym szacunku, relacje z Niemcami da się zbudować, rezygnując z zabiegów o respektowanie przez Berlin polskiej wrażliwości i polskich interesów. W relacjach międzynarodowych taka rezygnacja nie generuje szacunku. Nie generuje poważania, a co najwyżej politowanie. Prowadzi to do kształtowania modelu relacji dwustronnych opartego nie o równoprawność stron, lecz jednostronnej zależności, w konsekwencji politycznej i gospodarczej podległości, ograniczając szanse rozwoju przyszłych pokoleń. Czy mamy zrezygnować z energetyki jądrowej, ponieważ taką decyzję podjąłby rząd Niemiec? Czy mamy zrezygnować z budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, ponieważ będzie konkurencją dla lotnisk niemieckich? Czy mamy zrezygnować z rozbudowy portu kontenerowego w Świnoujściu, bo stworzy konkurencję dla portów niemieckich? Czy mamy zrezygnować, panie ministrze, z dążenia do wypowiedzenia aktu stanowiącego NATO-Rosja, bo Niemcy chcą go użyć do odbudowania relacji z Rosją po zakończeniu działań zbrojnych na Ukrainie? Czy w Unii Europejskiej mamy zrezygnować z zasady jednomyślności w podejmowaniu decyzji o polityce zagranicznej, dlatego by Niemcom było łatwiej prowadzić politykę wobec Rosji i Chin bez konsultacji z sojusznikami? Tak, jak to miało miejsce w przypadku Nord Stream i umów handlowych z Chinami?
Polska musi wobec Niemiec prowadzić politykę podmiotową, gdyż tylko w ten sposób może wpływać na politykę Niemiec i ją korygować, co często leży w interesie całej Europy i jej interesów gospodarczych i bezpieczeństwa. Wreszcie, czy mamy zrezygnować z domagania się od Niemiec zadośćuczynienia za straty poniesione przez Polskę i Polaków w wyniku ich agresji i okupacji? Zadośćuczynienia, którego wysuwania wobec Niemiec popiera przytłaczająca większość polskiego społeczeństwa bez względu na sympatie polityczne? W czasie wczorajszego posiedzenia Komisji Spraw Zagranicznych pan minister mówił, że ta ostatnia sprawa została przesądzona w czasach stalinowskich, że Związek Sowiecki zwolnił Niemcy z odpowiedzialności za polskie straty i cierpienia. Proszę, panie ministrze, Sowietami się nie zasłaniać. Polska musi w tej sprawie prowadzić politykę suwerenną, politykę reprezentującą krzywdę polskich obywateli. Nie istnieje bowiem, powtórzę to raz jeszcze, żaden system moralny ani porządek prawny, w którym o odpowiedzialności moralnej czy materialnej wobec ofiary zbrodni, decyduje wyłącznie sprawca tej zbrodni, a więc agresor.
Czwartą zaprezentowaną w informacji pana ministra iluzją jest przekonanie, że poprzedni rząd traktował Unię Europejską jako bankomat. Trudno ten zarzut obecnego rządu traktować poważnie w sytuacji, gdy duża część jego ministrów z entuzjazmem myśli o perspektywie rezygnacji z pełnienia zaszczytnej funkcji członka rządu Rzeczypospolitej, aby objąć dochodowe mandaty europosłów i pomnażać błogostan własny, zamiast próbować pomnażać dobrobyt Polski. Prasa donosi właśnie, że sam pan minister również wolałby pracować za lepszą pensję dla Komisji Europejskiej niż dla polskiego rządu. Prezentowanie aspiracji do dobrze opłacanych stanowisk w instytucjach europejskich jako kryterium skuteczności w polityce europejskiej oznacza w praktyce nie co innego jak to, że traktuje się beneficja kilku własnych kolegów, za które można płacić interesami Polski, a więc całej naszej wspólnoty narodowej. Skoro bowiem sprowadza się do stanowisk w instytucjach europejskich cały interes kraju, to inni wystawili za to Polsce rachunek. Za iluzję i prywatne benefity kilku luminarzy płacimy my wszyscy.
Piątą iluzją obecnego rządu jest przekonanie, że aby prosperować Polska jest skazana na status montowni zachodu i kopiowanie przyjętych tam rozwiązań. Mamy do czynienia z fundamentalnym nieporozumieniem. Polska była i jest i będzie częścią cywilizacji zachodniej. Nigdzie nie musimy wracać ani nikogo o uznanie tego faktu prosić. Jako suwerenne państwo demokratyczne Polska musi uczestniczyć w sposób podmiotowy w debacie o przyszłości Zachodu i kierunkach jego rozwoju. Abdykacja z tego zadania rzeczywiście sprawi, że na tę ewolucję nie będziemy mieli żadnego wpływu. Dla obecnego rządu być może byłaby to sytuacja optymalna. Nic nie trzeba byłoby robić, ale znowu szanse rozwojowe Polaków byłyby ceną za to zaniechanie.
Szóstą iluzją, na której obecny rząd zamierza budować własną politykę zagraniczną, jest przeświadczenie, że sojusz ze Stanami Zjednoczonymi jest naszym fetyszem, a Polska powinna swoje bezpieczeństwo powierzyć w coraz większym stopniu, a może przede wszystkim Unii Europejskiej. Taka postawa przejawiła się już w aktywności premiera Tuska, który postanowił w mediach społecznościowych obrażać większość amerykańskiego kongresu, poszukując najwyraźniej aplauzu w kilku europejskich stolicach. Otóż tak długo, jak Stany Zjednoczone są de facto tym europejskim mocarstwem, które w zasadniczy i bezkonkurencyjny sposób zwiększa bezpieczeństwo Polski, polityka odwracania się od Stanów Zjednoczonych, zrywania z nimi dobrych relacji, bądź tylko z jednym z dwóch obozów politycznych, będzie polityką nieodpowiedzialną i dla Polaków groźną.
Namawiam pana ministra, namawiam cały rząd do szybkiego porzucenia wszystkich swoich iluzji, ale zwłaszcza tej dotyczącej relacji ze Stanami Zjednoczonymi, bo w obliczu powrotu Rosji do prowadzenia polityki podbojów, gwałtów i grabieży, może to być dla Polski iluzja tragiczna.
I na zakończenie, Wysoka Izbo, pan minister był uprzejmy zapewnić Wysoką Izbę, że będzie dążył do przywrócenia profesjonalizmu i apolityczności naszej służby zagranicznej. Porównujmy zatem, panie ministrze, nasze osiągnięcia w tej sprawie także, bo bardzo lubi pan to robić. Kiedy ja byłem szefem MSZ, z tym resortem pożegnało się trzydziestu ośmiu absolwentów MGIMO (Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych). Przypomnę państwu, że byli to absolwenci Moskiewskiego Instytutu nadzorowanego przez najpierw sowieckie, a potem rosyjskie MSZ, których najpierw Sowieci, a potem Rosjanie rozmieszczali po służbach zagranicznych zależnych od siebie państw. Teraz pod pana rządami, przytłaczająca większość z nich w MSZ jest z powrotem pod pana skrzydłem.
I teraz, panie ministrze, co pan robi? Nie łamiąc prawa, jak pan twierdzi, nawet nie łamiąc konstytucji, ogłosił pan rzecz bezprecedensową w dziejach światowej dyplomacji. Połowę naszych przedstawicieli w obcych stolicach i przedstawicielstwach ma stracić swoje stanowiska. W imię profesjonalizmu i apolityczności. Przyjrzyjmy się zatem jeszcze raz tym sukcesom. Panie ministrze, pamiętamy tutaj wszyscy, jak pan dość niedawno odniósł spektakularny sukces PR, kiedy pan po incydencie na dnie Morza Bałtyckiego tweetował „thank you USA”. No właśnie. I teraz, kiedy pan pracuje w MSZ, otoczony w najlepszej tradycji resetu i z poczuciem ukojenia przez apolitycznych i profesjonalnych absolwentów MGIMO, pan już nie musi tweetować „spasiba Rosja”, bo każdy wie, o co chodzi. Dziękuję bardzo.