Homilia w kościele pw. Chrystusa Króla Wrocław 3 maja 2024
Po raz kolejny wracamy pamięcią do tych historycznych wydarzeń, które kształtują naszą tożsamość narodową. Uwrażliwiają Naród na konsekwencje złych wyborów i lekkiego, wręcz frywolnego traktowania naszej wolności. Zazwyczaj towarzyszą temu anarchia polityków, pospolite zdrady przywódców, słabość a nawet bierność sojuszników przy niewielkiej solidarności garstki patriotów i jak zwykle żywiących i broniących żniwnymi kosami chłopów.
Przywołujemy wielkie wydarzenia z kart historii Polski, które ukształtowały naszą świadomość narodową i nie pozwoliły zapomnieć kolejnym pokoleniom, skąd nasz ród. Te dwa wydarzenia, które dzisiaj wspominamy: obwołanie Maryi Królową Korony Polskiej przez króla Jana Kazimierza, podczas ślubów złożonych we Lwowie przed obrazem Matki Bożej Łaskawej i uchwalenie Konstytucji 3 Maja pozwalają z zadumą zatrzymać się nad dziejami przeszłymi, by móc je odnieść do teraźniejszości.
Bezsilność wobec szwedzkiego potopu polskiego oręża, osłabionego po powstaniu Chmielnickiego i toczonej wcześniej wojny z połączonymi siłami Rosjan i Kozaków, zbiorowa bezduszność polskiej szlachty szukającej u wroga zapewnienia ochrony swoich dóbr i przywilejów oraz zdrada polskich książąt, wśród których król Jan Kazimierz nie cieszył się popularnością, na domiar wydanie przez senat Rzeczypospolitej królowi nakazu opuszczenia kraju i odmówienie mu posłuszeństwa – to obraz pohańbionej Polski. Spór o miejsce króla w polskim porządku prawno-politycznym, podważanie jego autorytetu nieuchronnie prowadziło Polskę na skraj politycznej przepaści. Jawny sprzeciw możnowładców sprawujących najwyższe funkcje wojskowe i administracyjne, w tym podkanclerzego koronnego Hieronima Radziejowskiego, Janusza i Bogusława Radziwiłłów czy wojewody poznańskiego Krzysztofa Opalińskiego wprowadzało olbrzymi chaos w strukturze państwowej i osłabiało Rzeczypospolitą w systemie geopolitycznym tej części Europy. Wszystko w imię ochrony złotej wolności i gwarancji nienaruszalności prywatnych dóbr.
Do historii przeszła heroiczna obrona Jasnej Góry oblężonej przez Szwedów, którym nie pozwolono przekroczyć progu sanktuarium ani klasztornego dziedzińca. To własnie tutaj paulini podejmując się obrony klasztoru dali sygnał polskiemu społeczeństwu, że nie można gasić ostatniej nadziei obrony Królestwa i walki o jego suwerenność. Z tego świętego dla Polaków miejsca prowincjał Teofil Bronowski utrzymywał stały kontakt z przebywającym w Głogówku na Śląsku królem Janem Kazimierzem i jego żoną królową Ludwiką Marią a także całym dworem królewskim, łącznie z prymasem Andrzejem Leszczyńskim i nuncjuszem papieskim Piotrem Vidonim. Z Jasnej Góry docierały nie tylko do nich, ale i całego społeczeństwa informacje o heroicznej postawie przeora Kordeckiego, którego sukces po latach, także w tych ostatnich czasach, znalazł krytyków wśród polskiej inteligencji, która w swym cynicznym osądzie dla polskiej przeszłości, zarzucała bohaterskiemu przeorowi, ale i całemu Kościołowi, umocnienie polskiego zaściankowego katolicyzmu.
Niezależnie od tego, co by chciały oświecone umysły mówić i pisać o tamtych czasach, to jednak wydarzenia z Jasnej Góry stały się pobudką polskiego społeczeństwa, a sama Jasna Góra zdobyła miano symbolu narodowej jedności. Natomiast Kościół odegrał szeroką i znaczącą rolę w państwie dla umacniania jego praworządności i ładu społecznego. Dowodem tego stały się śluby Jana Kazimierza. Ich treść przygotowana w kręgach kościelnych przez nuncjusza Vidoniego, prymasa Leszczyńskiego i bpa przemyskiego Trzebickiego, wówczas wicekanclerza Królestwa, dała Polsce nadzieję.
Wielka Boga Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico, za zmiłowaniem Syna Twojego, Króla królów (…) i Twoim miłosierdziem, ja Jan Kazimierz, Ciebie dzisiaj za Patronkę moją i za Królową państw moich obieram. Tak samego siebie, moje królestwo i moje ludy Twojej osobliwej opiece i obronie polecam, Twej pomocy i zlitowania w tym klęsk pełnym i opłakanym Królestwa mojego stanie przeciw nieprzyjaciołom Rzymskiego Kościoła pokornie przyzywam. (…) Przyrzekam cześć i nabożeństwo ku Tobie rozszerzać. A kiedy za pośrednictwem Twoim (…) nad wrogami, a szczególnie nad Szwedem, odniosę zwycięstwo, będę się starał u Stolicy Apostolskiej, by dzień ten uroczyście był święcony. Skoro zaś wyraźnie widzę, że za jęki i ucisk, z rąk Syna Twojego spadły plagi: powietrza, wojny i innych nieszczęść, przyrzekam i ślubuję, że po nastaniu pokoju użyje wszelkich środków, aby lud od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków wyzwolić. Ty zaś, o najlitościwsza Królowo i Pani (…) spraw, abym u Syna Twego łaskę wypełnienia ich uzyskał.
Deklaracja królewska opierała się na zobowiązaniu, którego realizacja nie była prosta do spełnienia. Złożono ją w atmosferze przebudzenia skutkami wojny i groźbami dalszych kontrybucji. Pomocy wówczas szukano w wierze katolickiej, która zdolna była pobudzić naród do samoobrony. Okazało się, że dzięki Kościołowi Naród nie chciał króla heretyka, który okazał się obłudny w swoich obietnicach, bo zamiast zapowiedzianych przywilejów Szwed dalej grabił kraj i burzył dotychczasowy porządek religijno-społeczny. Wówczas takiego przywódcy Naród nie chciał, dlatego stanął po stronie prawowitego króla, któremu wyznaczył zadanie: zabiegać o polskie sprawy i sprawy polskiego ludu.
Przez lata narastający kryzys, w którym pogrążała się nasza Ojczyzna nieuchronnie prowadził do tragedii narodowej. Na próżno Kościół, który zabierał głos wzywając do umacniania praworządności w państwie i porządkowania ładu społecznego, wzywał o opamiętanie polskich możnowładców i Naród. Lawinę anarchii krytykował proroczy apostoł Warszawy, o. Innocenty Pokorski, mówiąc: Rodzili się w Koronie naszej tacy lwi nieraz, którzy to żadnemu nie dali się nieprzyjacielowi. Nie dali się ogarom tatarskim, nie dali się orłom niemieckim ani szarańczom tureckim czy moskiewskim. Każdego nieprzyjaciela zwinęli, pokonali. A teraz czemu tego nie masz? Kędysz (…) ta sława, która po wszystkim słynie świecie: murus et antemurale? (…) W złej sukni przed Niebieskim chodzimy Królem […]. Lichwę brać od ludzi, święta gwałcić, dziedzictwa Chrystusowe wojować, solemne ziemskie i koronne obrady zrywać – nie jest to grzech w Ojczyźnie naszej? I ma z nami być coś dobrego na świecie? Mamy być jako lwy? Nie łudźmy się, nie! Chyba wyniszczeni będziemy, zrujnowani do końca będziemy!
A Piotr Skarga w swoich słynnych „Kazaniach Sejmowych” czy nie roztaczał wizji Ojczyzny porównując ją do tonącego okrętu? – Gdy okręt tonie, a wiatry go przewracają, głupi tłomoczki i skrzynki swoje opatruje i na nich leży, a do obrony okrętu nie idzie, i mniema, że się sam miłuje, a on się sam gubi. Bo gdy okręt obrony nie ma (…), utonąć musi. (…) Gdy się z okrętem źle dzieje, gdy dziur jego nie zatykamy, gdy wody z niego nie wylewamy, gdy się o zatrzymanie jego nie staramy, gdy dla bezpieczności jego wszystkim, co w domu jest, nie pogardzamy: zatonie i z nim sami poginiemy.
W swoich wykładach w Collége de France w 1841 r. Adam Mickiewicz trafnie określił Skargę i ocenił jego „Kazania Sejmowe”: Nie jest przedstawicielem jednej epoki; ogarnia on sobą cały kraj, cały naród z jego przeszłością, teraźniejszością, a nawet przyszłością […] przepowiada przyszłość Polski. A Ignacy Chrzanowski doda, że Skarga w swoich kazaniach uwypuklił przewodnią i nieśmiertelną ideę, że miłość Ojczyzny jest prawem Bożym, że Bóg tę Matkę „czcić rozkazał”, że „przeklęty, kto zasmuca Matkę swoją”. Podkreśla to sam Skarga słowami: Ojczyzna wasza: matką wam jest, a nie macochą. Na ręku was swoich nosi, a krzywdy żadnej cierpieć nie dopuści. Sami sobie szkodzicie i jeden nad drugim tyraniją podnosicie, praw nie egzekwując, a moc pańską tam, gdzie nie potrzeba, krócąc. Z strony matki nie masz nic, w czym byście się żałować na nię mieli, chyba sami na się”. Gromiąc „grzechy jawne” wskazywał na brak sprawnego wymiaru sprawiedliwości, ucisk chłopów, kradzieże mienia społecznego, a przyczyną tego – wedle słów kaznodziei – był upadek moralności i obyczajowości.
To dlatego członkowie Sejmu Czteroletniego widząc postępujący zanik państwowości i chcąc ratować skrawki wolności ustanowili i podpisali Konstytucję w dniu 3 Maja 1791 r. […] uznając, iż los nas wszystkich od ugruntowania i wydoskonalenia konstytucji narodowej jedynie zawisł, długim doświadczeniem poznawszy zadawnione rządu naszego wady, a chcąc korzystać z pory, w jakiej się Europa znajduje, i z tej dogorywającej chwili, która nas samym sobie wróciła, wolni od hańbiących obcej przemocy nakazów, ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą – egzystencję polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu, którego los w ręce nasze jest powierzony, chcąc oraz na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć […] dla dobra powszechnego, dla ugruntowania wolności, dla ocalenia ojczyzny naszej i jej granic z największą stałością ducha, niniejszą konstytucję uchwalamy […].
Była to w zasadzie „ostatnia wola i testament gasnącej Ojczyzny” jak określili ją Ignacy Potocki i Hugo Kołłątaj, aczkolwiek ważny w swej wymowie akt podstawowy regulujący trójpodział władzy, a tym samym ustrój Rzeczypospolitej. Choć Konstytucja nie przetrwała zbyt długo, a i Ojczyzna rozdarta została przez sąsiadów, to jednak nigdy nie zgasł duch polskiego narodu. Znosząc w czasie zaborów upokorzenia i niszczenie narodowych tradycji, jako naród nigdy się nie poddaliśmy. Tym, co gruntowało nasze zatroskanie o zniewoloną Polskę była wiara, która stała się czynnikiem jednoczącym wszystkich pod berłem Maryi, tej która królowała z Jasnej Góry i promieniowała miłosiernym spojrzeniem z Ostrej Bramy. To wówczas zdawaliśmy sobie sprawę, że obrona wartości, obrona kultury polskiej i wiary jest istotą przetrwania. Bo narody bez ugruntowanych korzeni giną. Jan Pawel II mówił: „Naród bez przeszłości jest narodem bez przyszłości”. Niesiemy naszą przeszłość, by kształtując teraźniejszość określać naszą przyszłość.
Zniewolony Naród zawsze stał przed tronem Bogarodzicy. Ilekroć nieszczęście zagrażało Polakom tylekroć z Jasnej Góry szło wezwanie do obrony Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Tak w 1920, roku Cudu nad Wisłą, w swojej odezwie przeor klasztoru jasnogórskiego o. Piotr Markiewicz ZP pisał: Do żelaza, do armii, do bagnetów, pokutę i modlitwy dołączyć nam trzeba […]. A więc, żołnierze, na bój śmiertelny pod sztandarem Bogarodzicy. A wszyscy inni na kolana przed Bogiem i Matką Bożą i o pomoc do niebios wołać. Tak zrobił Kordecki. Gdy Szwed oblegał Jasną Górę, on choć nie rycerz, sam wziął krzyż i na wały, zakonnikom zaś kazał paść krzyżem przed cudownym obrazem, by modlitwa i szczęk oręża szły w parze, bo za wierność Kościołowi i Ojczyźnie, za honor i cześć Matki Bożej walczył. I zwyciężył […] nie on, ale Królowa Polski przez niego […]. Nad nami, nad polską ziemią, unosi się Maryja – Królowa, unosi się i wyczekuje, aż naród do Niej o pomoc zawoła.
Okupant niemiecki rozwieszając hitlerowską swastykę nad Polską miał świadomość roli Jasnej Góry i oddziaływania Maryi Królowej Polski na nasz naród: Gdy wszystkie światła dla Polski zgasły, pozostała jeszcze Święta z Jasnej Góry. To jest polskie dziedzictwo, to jest przywiązanie naszego narodu do wartości, polskich tradycji, kultury i wiary. Nie poradzili sobie z tym uzurpatorzy władzy w Polsce, którzy w imieniu wschodnich ideologii zarządzali krajem.
Dzisiaj także toczy się walka o ducha narodu, o wierność wartościom, które kształtowały polską tożsamość. Polscy rzecznicy nowej Europy i nowego człowieka, kształtowanych na modłę liberalno-lewacką, świadomie lekceważą kulturę chrześcijańską. Opiłowują tę kulturę, która przez wieki kształtowała Europę. Niszczą korzenie cywilizacji chrześcijańskiej, by uśmiercić w niej podstawowe zasady, prawa i obowiązki, by nadawać nowy kształt relacjom społecznym i stosunkom międzynarodowym. Odżegnują się od komponentów, które utworzyły cywilizację europejską, a mianowicie od dorobku greckiej filozofii, określającej miejsce człowieka w świecie, rzymskiego prawa, gdzie człowiek jest podmiotem prawa oraz chrześcijanskiej kultury z jej wizją etyki poświęcenia się bliźniemu. Lansując cywilizację śmierci stają się architektami zdrady człowieństwa, dokonując destrukcji moralności ludzkiej, tym bardziej, że do Karty Praw Podstawowych EU postulują wpisanie aborcji i eutanazji jako wyrazu wolności człowieka. Posługując się bezprawiem wprowadzają chaos, by zbudować nową demokrację. Na bezprawiu nie buduje się demokracji, na bezprawiu buduje się dyktaturę. Stąd mamy do czynienia z dyktaturą liberalną, czy – jak niektórzy określają – dyktaturą liberalnej demokracji.
Ta dyktatura świadomie wywołuje kryzys w wielu przestrzeniach życia społecznego, przyczyniając się do eksponowania błędu antropologicznego. Przekształcając chrześcijańską koncepcję dotyczącą człowieka realizuje cele partyjne i ideologiczne, stając się wrogiem człowieka a nie jego sprzymierzeńcem. Ta dyktatura jest zwolennikiem teorii akceptacji ludzkich deformacji, a nawet dewiacji, dokonując przemiany prywatnej niegodziwości w publiczną cnotę. Tym samym niszczy moralne zasady współżycia międzyludzkiego. Ta dyktatura promuje zasady transhumanizmu, wedle którego człowiek nie tylko odtwarza się, ale i stwarza, co jest sprzeczne z założeniami religii i kultury chrześcijańskiej. W końcu ta sama dyktatura rozważa unieważnienie ostatnich wyborów prezydenckich, odmawiając prezydentowi jego prerogatyw zapisanych w konstytucji. Stosuje prawo wedle własnego uznania. Typowa anarchia porządku prawno-społecznego, którą jako wspólnota narodowa przeżywaliśmy w okresie poprzedzającym utratę niepodległości.
Na naszych oczach destrukcyjne działanie władzy, nowej dyktatury, wprowadza ostracyzm społeczny i prawną karalność dobra. Dokonuje wykluczenia Boga z życia człowieka, rezygnując z wiary i praw Boskich, także wzgardzając Bożą łaską, by zniekształcać duchową perspektywę ludzkiego życia. Na końcu stawia zakaz stawiania jakichkolwiek pytań, które rodzą wątpliwości w sens tej zewnętrznej i wewnętrznej polityki. Hołduje tym samym europejskiej dyktaturze relatywizmu, która – jak pisał papież Benedykt XVI– niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki.
Świętując dzisiaj kolejną rocznicę Konstytucji 3 Maja chcemy wyjść naprzeciw tym wszystkim wyzwaniom, wobec których stawia nas życie. Są to wyzwania dotyczące naszej nadziei związanej ściśle z tym wielkim dziedzictwem, któremu na imię Polska. Być może jest to szczególnie stosowny czas, by przynajmniej w środowiskach patriotycznych rozpocząć wielką dyskusję nad nową Konstytucją. Asumpt do tego dał już w 2015 r. na rozpoczęcie VIII kadencji Sejmu ówczesny marszałek senior Kornel Morawiecki, który mówił o potrzebie pracy nad „konstytucją sensu”, „wielką konstytucją na miarę XXI wieku”. Zapewne powinny się w niej znaleźć zapisy solidaryzmu społecznego, ale także wszystkie regulacje wyznaczające prawa i obowiązki rządzących i zarządzanych. Powinny być jasno określone normy dbałości o Ojczyznę i jej obywateli, stawiając tamę pełnienia władzy przez przeciwników polskiej suwerenności.
Na zakończenie warto przypomnieć wezwanie Jana Pawła II z pamiętnego czerwca 1979, kiedy mówił do nas: Proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością. Co to oznacza? To znaczy, by to dziedzictwo raz jeszcze było pełne Boga. A Ciebie Maryjo, Królowo Korony Polskiej, prosimy byś nigdy nas nie opuszczała i towarzyszyła nam w naszej, nieraz trudnej, codzienności, tak jak towarzyszyłaś swojemu Synowi w Jego misji zbawiania człowieka. Byś roztaczała nad naszym narodem płaszcz swej przemożnej opieki.