Wykuwanie idei. Wspomnienie 1983 roku

Wieczór był wciąż upalny. Nagrzane słońcem płyty chodnikowe oddawały ciepło, podnosząc przy tym kurz. Wrzesień 1983 roku we Wrocławiu to było wciąż lato. Szedłem Gajową od Dworca Głównego, oglądając się co chwilę za siebie. Skórzana torba-monterka obijała mi się o lewe udo. Tym razem nie miałem w niej żadnych większych ilości „bibuły”. Zbliżając się do Wapiennej, zacząłem kluczyć, przemykając przez kolejne podwórka. Mieszkanie przy Wapiennej 19/8 znałem z wcześniejszych wizyt. Miał tam czekać na mnie adres i hasło na spotkanie z Kornelem Morawieckim. Byłem sam. Dłuższy spacer, zakończony przejściem przez bramy i podwórza, raczej skutecznie czyścił ewentualne „ogony”.

Drzwi do mieszkania otworzyła pani Iga (Jerzmańska – właścicielka mieszkania, w którym odbywały się także spotkania z ukrywającym się Kornelem Morawieckim). Pamiętałem jej twarz z którejś z poprzednich wizyt, ale, oczywiście, nie znałem wtedy jej imienia ani nazwiska. „Dobry wieczór, znalazłem ogłoszenie, że ma pani pralkę do sprzedania…” – rozpocząłem niewyszukaną wymianę ustalonych wcześniej haseł. „Mateusz, uspokój się!” – ostro zawołała pani Iga. Ale nie była to odpowiedź do mnie. Przed drzwi wybiegł, krzycząc coś, niesforny pięcioletni chłopczyk, a za chwilę z tyłu pojawiła się uśmiechnięta twarz Niny (pseud. Hanny Karniej-Łukowskiej członka Rady SW, najważniejszej łączniczki ukrywającego się Kornela Morawieckiego). „Chodź, chodź” – zapraszającym gestem machnęła ręką Nina, nie czekając na poprawne zakończenie wymiany haseł przy drzwiach. „Czysty jesteś?” – upewniała się. „Przeszedłem przez kilka podwórek. Nikogo nie widziałem” – odparłem.

Nina szybko zarządziła wyjście. W przedpokoju założyła biały kapelusz z dużym rondem i przypiętymi doń kwiatami. Bardzo gustownie w nim wyglądała, ale nigdy jej w tym kapeluszu przedtem nie widziałem, a przecież często widywaliśmy się w bibliotece Instytutu Matematyki Politechniki Wrocławskiej, gdzie pracowała. Oczywiście, nie miałem pojęcia, dokąd będziemy szli, ale też nie pytałem o to. Wiedziałem, że Nina jest wyjątkowo przenikliwa i wszelkie moje dociekania dotyczące Kornela umie zgasić zanim je rozwinę. Przeszliśmy znowu przez podwórka, następnie obok jakiegoś placu budowy z krzyżem (późniejszy kościół pw. św. Stanisława Kostki) i przez brudną bramę wyszliśmy na ulicę Hubską. Po chwili spaceru Nina wciągnęła mnie nieoczekiwanie do jednej z bram szarej, odrapanej kamienicy. Weszliśmy na drugie piętro. Nina zastukała, wyciągnęła klucz, otworzyła drzwi i wpuściła mnie pierwszego. W pokoju, na zasłanym papierami dywanie siedział Kornel.

Nie widzieliśmy się już chyba ze dwa tygodnie. Zrelacjonowałem mu zakładanie następnej drukarni. Kornel wypytywał o szczegóły. Wyjąłem z torby świeży, dziewiętnasty numer „Repliki”. Redagowałem i wydawałem ten miesięcznik już dobre półtora roku. Staraliśmy się ogniskować grono czytelników łaknących dłuższych tekstów, bardziej zorientowanych na idee i koncepcje niż na bieżące protesty i uliczne akcje. Mieliśmy kłopoty przez ostatnie miesiące w redakcji. Przez zmianę techniki na offset i zmianę drukarni, numer dziewiętnasty wyszedł wcześniej niż potrójny numer 16-17-18. Kornel żywo interesował się organizacją druku i możliwościami zwiększenia nakładu. Offset dawał takie możliwości, ale dojście do utajnionych drukarzy i wymuszenie na nich szybkiego wypuszczenia nakładu zajmowało bardzo dużo czasu. Plusem było to, że nie musiałem się martwić o papier, farbę i całą organizację, a oddawałem jedynie makiety przygotowane do sporządzenia offsetowych blach i odbierałem gotowy nakład. Taka usługa kosztowała sporo, ale też nasze pismo nie było tanie: kosztowało pięć do dziesięciu razy więcej niż czterostronicowy tygodnik „Solidarność Walcząca”.

Zaczęliśmy z Kornelem mówić o potrzebie popularyzacji programu Solidarności Walczącej. „Zróbmy taką wizytówkę, taką dobrą, wiesz, jasną” – proponował Kornel. Miał spore fragmenty już napisane. Były to rękopisy na luźnych kartkach i trzeba było włożyć sporo pracy, by je uporządkować. Część programowych tekstów ukazała się już wcześniej drukiem. Były to głównie hasła, a nie metodyczne instrukcje, jak należy działać.

Próbowałem posortować notatki na ogólniejsze i bardziej szczegółowe. Ale już na samym początku wywiązała się dyskusja o frazę: „Nasz rodowód: chrześcijaństwo, demokracja, Polska, socjalizm, NSZZ Solidarność”. Po pierwsze, nie czułem się spadkobiercą żadnego socjalizmu. A po drugie, byłem przekonany, że słowo „Polska” jest ważniejsze niż „demokracja”. Kornel natomiast uważał za naturalne, że skoro tkwimy w socjalizmie i nie da się od tego odciąć, to stanowi on część naszego rodowodu, nawet jeśli to się nam nie podoba. Do demokracji zaś był przywiązany co najmniej tak, jak do Polski, zatem nie wyobrażał sobie Polski bez demokracji. Czy wyobrażał sobie demokrację bez Polski? Prawdopodobnie tak. Demokracja była dla niego immanentną częścią solidarności pojmowanej jako spoiwo społeczne, na którym można budować państwowość.

Zresztą, demokracja była w Polsce w latach 80. ubiegłego wieku swoistym zaklęciem utożsamianym z jakimś absolutnym dobrem, które zostało zniszczone przez rządzącą Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą. Pojęcie to zostało wtedy w głównym medialnym przekazie wypaczone poprzez dodanie przymiotnika „socjalistyczna”. Demokracja socjalistyczna polegać miała na głosowaniach w ustawionym na siłę Sejmie, popierającym jedynie słuszne decyzje Komitetu Centralnego PZPR. Ewentualnie na „wyborach” do Sejmu, czyli głosowaniu na praktycznie jedną, przygotowaną przez PZPR listę kandydatów. To karykaturalne zniszczenie prawdziwego sensu terminu „demokracja” pokutuje do dzisiaj. W wielu środowiskach utożsamia się słowo „demokratyczny” z czymś „dobrym”, a „niedemokratyczny” z czymś „złym”.

Podobnie jak wrośnięcie w socjalizm, Kornel argumentował nasze pochodzenie od ruchu NSZZ Solidarność. W sporach z nim starałem się podkreślić, że to jednak jest związek zawodowy, więc jeśli mamy budować jakiś nowy ustrój, to trzeba stworzyć organizację, z której wyjdzie kiedyś partia polityczna zdolna do przejęcia władzy administracyjnej w Polsce. Kornel nie negował takiego rozwoju, ale jakby podkreślał, że w nazwie „NSZZ Solidarność” ważniejsza jest solidarność niż NSZZ. W sumie ustąpiłem i w rodowodzie SW pozostała wersja Kornela.

Dyskutowaliśmy, gdy Nina z kuchni zapytała, czy nie jesteśmy głodni. Teraz może nam coś przygotować, bo zaraz musi wyjść. Burczało mi w brzuchu, ale dyskusja była tak porywająca i ważna, że nie doceniliśmy propozycji posiłku. Mimo to za chwilę pojawiły się kromki chleba, jakaś resztka sera i cebula. Kornel przegryzał surową cebulę i jakimś cudem znajdował wśród papierków na dywanie te zapiski, o których akurat powinniśmy mówić. Popijałem mocną herbatę, wybierając kawałki sera z talerza z chlebem.

Przeskoczyliśmy do omówienia metod działania. Tu czułem się znacznie lepiej jako praktyk organizacji wrocławskiego podziemia. Kornel nie hamował moich sugestii, by wchodzić w środowiska aparatczyków PZPR i uzyskiwać tam informacje o ich planach, trendach, zamiarach. Przykładem dość dobrego źródła informacji z Komitetu Wojewódzkiego PZPR był trudno osiągalny „Notatnik Lektora” – wewnętrzny biuletyn dla wyższych funkcjonariuszy PZPR. Nie miałem wprawdzie znajomych w Komitecie Wojewódzkim, ale ojciec mojego sąsiada i kolegi, jako redaktor naczelny jednej z wrocławskich gazet, choć bezpartyjny, dostawał jeden egzemplarz „Notatnika Lektora”, który mogłem przejrzeć przy okazji sąsiedzkiej wizyty. Łakomie zapamiętywałem wyjaśnienia sytuacji społeczno-gospodarczej podawane przez Komitet Centralny PZPR dziennikarzom do wierzenia i propagowania. To było znacznie lepsze źródło wiadomości niż oficjalny Dziennik Telewizyjny.

Dobrze po północy wróciła Nina z Jacusiem (pseud. Cezariusza Lesisza, członka Rady SW). Natychmiast nastąpiła zmiana tematów na bardziej operacyjne: kto ma jeszcze farbę do powielacza, ile ryz papieru udało się skupić przez ostanie dni w sklepach papierniczych, dlaczego łącznik z Wołowa już drugi raz nie dojechał po odbiór „bibuły”, kto rekomendował Mateusza Lewitę (pseud. Grzegorza Schetyny) do SW i jakie mu można dać zadania. Wyszedłem od Kornela około trzeciej nad ranem a Jacuś podwiózł mnie na Pilczyce, gdzie mieszkałem.

Tworzenie wizytówki SW trwało około dwóch miesięcy. Kornel prawdopodobnie miał więcej takich jak ja konsultantów. Być może nie wszyscy go odwiedzali, część pisała listy z uwagami i komentarzami, które w części sam przekazywałem. Trzonem „Wizytówki” był „Manifest Solidarności”, który jako odrębna ulotka został wydrukowany i kolportowany tuż przed 11 listopada 1982 roku. Poprzedziło go zbiorcze wydanie szeregu ideowych oświadczeń SW we wrześniu 1982 roku. Wskazywały one kierunki, w których podążała nasza organizacja. Manifest rozpoczynał się słowami: „Jutrzenka solidarności wstaje nad światem”. To wyraźne – nieco pretensjonalne – nawiązanie do pierwszych słów „Manifestu Komunistycznego” budziło poważne zastrzeżenia w Radzie SW, która jednak ten dokument po dyskusjach zatwierdziła. Sam uważałem, że najpierw trzeba określić zasady, na jakich państwa z nowym ustrojem solidaryzmu będą się tworzyły, a potem mówić o „jutrzence solidarności”. Ale wbrew moim zastrzeżeniom pomysł Kornela został entuzjastycznie poparty przez większość członków Rady SW.

„Wizytówka” zawierała także określenie naszego stosunku do NSZZ Solidarność. Pisaliśmy, że jednym z naszych bliższych celów jest legalizacja działalności związkowej. Był to cel dość oczywisty, bowiem zdelegalizowany po 13 grudnia 1981 roku związek zawodowy był największą strukturą, która mogła wyraźnie stawiać opór, nawet bierny, komunistycznej władzy. W publikowanym wcześniej „Manifeście” pisaliśmy wprost, że instytucją życia zbiorowego ma być „niezależny związek pracowniczy, jednoczący na zasadach dobrowolności ludzi pracy wszystkich zawodów. Takim związkiem był w Polsce przez 16 miesięcy NSZZ Solidarność”. Dzisiaj należałoby ocenić, że postulat, by podstawową instytucją życia społecznego był jakiś powszechny związek zawodowy, miał wbudowane co najmniej dwa założenia: po pierwsze, że istnieje uciskana klasa robotnicza (kłania się tu klasyczny marksizm), a po drugie, że istnienie powszechnego związku zawodowego pracowników najemnych stanowi remedium na panowanie „złotych tronów” („Potrzeba tylko, żeby lud pracujący miast i wsi zyskał świadomość własnej solidarności i odważył się ją okazywać. Wówczas runą czerwone i złote trony”).

W roku 1983 masowość NSZZ Solidarność dawała nadzieję na obalenie systemu politycznego, przynajmniej w Polsce. Solidarność Walcząca sięgała jednak dalej: chcieliśmy likwidacji ustrojowego wynalazku Marksa, Engelsa i Lenina także w Moskwie. To wykraczało poza horyzont wyobraźni związkowców i polityków zwanych „doradcami”, którzy gromadzili się wokół związku. W 1983 roku związek NSZZ Solidarność był formalnie kierowany przez zwolnionego z internowania Lecha Wałęsę, którego zachowanie w czasie odosobnienia pozostawiało niesmak i rodziło wiele wątpliwości. Nic dziwnego, że szersze kierownictwo nie mogło wyartykułować jasno bardziej dalekosiężnych celów, niż przywrócenie legalizmu związkowej działalności. Solidarność Walcząca formułowała zdecydowanie dalej idące cele. Nie miała wprawdzie środków na realizacje tych idei, ale w dłuższej perspektywie upodobniała się raczej do partii postulującej nowy rodzaj ustroju politycznego niż do związku zawodowego, którego celem było dbanie o komfort najemnych pracowników, zwanych wcześniej klasą robotniczą.

Paweł Falicki – z wykształcenia matematyk/informatyk z Wrocławia. Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego. Współzałożyciel „Solidarności Walczącej” i „Dolnośląskiego Towarzystwa Gospodarczego”. Od 1988 roku kilkanaście lat w Holandii, gdzie założył własną firmę zajmującą się hurtowym importem i eksportem narzędzi ręcznych. Obecnie prezes zarządu BEAST – Global Tool Company Sp. z o. o. oraz Fundacji „Otaczaj Blaskiem” w Lublinie. Publicysta między innymi „Opcji na Prawo” i „Najwyższego Czasu”. Wykładowca kierunku Business in China na Akademii Koźmińskiego w Warszawie. Zainteresowania: gospodarka, polityka, relacje Chiny-Polska, narody, społeczeństwa, cywilizacje. Animator współczesnych stowarzyszeń i lokalnej prasy. Stroniący od politycznej partyjności. Hobby: tępienie głupoty.

Tekst pochodzi z 4. numeru kwartalnika „Wolni i Solidarni” wydawanego przez Fundację „Otaczaj Blaskiem” (WiS-4)

Wydanie specjalne: Nasza wizytówka, 1983 rok, egz. bezpłatny

Nasza nazwa: Solidarność Walcząca

Nasze hasło: Wolni i Solidarni

Nasz znak: połączenie litery S – Solidarność – z symbolem nadziei – kotwicą

Nasz rodowód: chrześcijaństwo, demokracja, Polska, socjalizm, NSZZ „Solidarność”

DLACZEGO WALKA? – aby zwyciężyć – aby bronić najsłabszych i tych, którzy cierpią nędze, głód i więzienie – aby przywrócić zdeptane prawa obywateli i narodu, – aby nie dać się zniewolić, – aby być wiernym tradycji Ojców i Dziadów: „za Waszą i naszą wolność”, – aby pokazać światu, ze złu i przemocy można i trzeba się przeciwstawić, – aby nie zatracić się w biernym oporze, lecz wspomagać go czynem, – aby doprowadzić do sprawiedliwej społecznej ugody, aby dać świadectwo naszej godności, – aby żyć.

DLACZEGO SOLIDARNOŚĆ? – aby nie ulec nienawiści, – aby być z tymi, którzy nas najbardziej potrzebują, – aby przywrócić niezależną i samorządną „Solidarność”, – aby spełniły się nasze nadzieje, – aby Polska mogła być Polską, – aby iść jeden za wszystkich i wszyscy za jednego, – aby nie było „równych i równiejszych”, posłusznych roboli i wszechwładnych towarzyszy, – aby przeciwstawić się wojnie, – aby żyć.

Nasza powinność i duma: służba narodowi polskiemu w jego dążeniu do niepodległości i demokracji; służba cywilizowanemu światu w jego dążeniu do sprawiedliwości, pokoju i dobrobytu.

Nasz cel daleki: wolna i niepodległa Rzeczpospolita Solidarna, solidarność między ludźmi i narodami.

Nasze cele bliższe:

a)  wzrost świadomości i samoorganizacji społecznej w kraju;

b)  legalizacja działalności NSZZ „Solidarność”.

Nasz przeciwnik: totalitarny komunistyczny system ciemiężący i degradujący ludzi, myśli i narody.

Nasz sojusznik: każdy kto zabiega o prawdę, wolność i demokrację.

Nasze – nie: porozumieniu z tą władzą, przyzwoleniu na ten system, bo:

a)  ta władza łamie wszelkie porozumienia, tak jak złamała Umowy Społeczne z Sierpnia 1980 roku, wtedy gdy tylko może;

b)  społeczeństwo nie ma porozumiewać się z narzuconą mu władzą, ale ma sobie władze w demokratyczny sposób wybrać.

Nasze – tak: doprowadzenie do wolnych, demokratycznych wyborów, które PZPR zostawią taką cząstkę władzy państwowej, jaki procent głosów uzyska w konkurencji z innymi swobodnie działającymi partiami politycznymi. Chcemy doprowadzić do realizacji podstawowego punktu Konferencji Jałtańskiej: demokratycznych rządów w Polsce.

Nasze metody:

1)  Działalność informacyjna i wydawnicza skierowana do szerokich kręgów w kraju (gazetki, ulotki, radio) a w przyszłości również w krajach ościennych. Walka z kłamstwem. Samokształcenie.

2)  Współpraca i porozumienie z niezależnymi ruchami i organizacjami w kraju i za granicą, które dążą do demokracji.

3)  Popieranie i pomoc w organizacji masowych protestów (duże strajki, demonstracje uliczne) zarówno planowanych jaki i spontanicznych.

4)  Uzupełnianie, w miarę potrzeby i swych możliwości, pomocy udzielanej przez Kościół i podziemne ogniwa NSZZ „Solidarność” osobom represjonowanym i ich rodzinom.

5) Wspieranie i inicjowanie czynnej samoobrony społecznej takiej jak:

a)  strajki zakładowe w wypadku pogorszenia warunków pracy i płacy, w wypadku szykan i zwolnień;

b)  nękanie szpicli i donosicieli;

c)  karanie oprawców i nadgorliwych egzekutorów terroru komunistycznego.

W każdym przypadku zakres samoobrony powinien być współmierny do stopnia niewątpliwego zagrożenia i winy.

6)  Przenikanie swymi tajnymi strukturami w struktury represji (wojsko, milicja, SB, więziennictwo).

7)  Wspomaganie niezależnych ruchów i działań pokojowych w krajach komunistycznych. W szczególności: przekazywanie propagandy antywojennej do żołnierzy wojsk radzieckich stacjonujących w Polsce; zwalnianie tempa prac i sabotowanie produkcji w zakładach zbrojeniowych.

8)  Rozbudowa i doskonalenie swych struktur, żeby mogły działać po stronie społeczeństwa w sytuacjach skrajnych takich jak interwencja zewnętrzna, wojna, lub innych trudnych do przewidzenia okolicznościach.

Obecnie skuteczne stosowanie którejkolwiek z wyliczonych powyżej metod przerasta nasze możliwości. Każdą z nich traktujemy więc jako zadanie, środek i cel pośredni.

Nasza wizja:

MANIFEST SOLIDARNOŚCI

I.    CO?

Jutrzenka solidarności wstaje nad światem. Wstaje jako rewolucyjna klasa, jako propozycja nowego ładu społecznego. Na przekór potęgom: władzy i pieniądza. Na przekór totalitaryzmowi i prywacie. Kapitalizm realizuje interesy ogółu jako sumę interesów jednostki. Komunizm realizuje interesy partii i państwa kosztem interesów jednostek. Solidaryzmem można nazwać taki ustrój, który dba o interesy jednostek i o ich wspólną z interesem ogółu realizację. Ustrój ten przyjmuje zasady i instytucje życia zbiorowego konieczne do tego, aby wszyscy poczuli się obywatelami, a więc:

1)  parlamentarne rządy wyłaniane w wolnych wyborach spośród kandydatów ścierających się partii i programów politycznych;

2)  rynkową gospodarkę z wykluczeniem wielkiej prywatnej własności środków produkcji, opartą o pracownicze samorządy jako podstawową formę zarządzania zakładami pracy;

3)  swobodę słowa i zrzeszeń;

4)  terytorialne samorządy wybierane i odpowiedzialne przed mieszkańcami danego terenu;

5)  niezawisłe sądownictwo.

Do tych ram solidaryzm dołącza:

6)  niezależny związek pracowniczy, jednoczący na zasadach dobrowolności ludzi pracy wszystkich zawodów. Takim związkiem był w Polsce przez 16 miesięcy NSZZ „Solidarność”.

Praca stanowi podstawę społeczeństwa. Zawłaszczanie cudzej pracy stanowi źródło niesprawiedliwości społecznej. Przed tym, przed wyzyskiem człowieka przez człowieka i przez państwo, ma bronić każdego związek. Ma bronić ludzi i ich pracy przed marnotrawieniem, poniżaniem i używaniem w obcym interesie. Ma działać na wszystkich szczeblach: zakładu, branży, regionu, kraju.

Tak widzimy instytucjonalny zarys solidaryzmu. Ale solidarność to coś więcej niż prawa i instytucje. To jedność w walce o wspólne cele, to solidarna obrona słabych i krzywdzonych, realizacja hasła: „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Nie jest ona propozycją „nowego wspaniałego świata”. Jest propozycją świata nieco lepszego od tego, który jest i na Wschodzie i na Zachodzie. Bez samowoli władz i bez rażących nierówności ekonomicznych. Świata, w którym wysiłek będzie godziwie wynagradzany i w którym nie będzie bezprawia i bezrobocia. Solidarność jest propozycją świata pracy, która uczłowiecza ziemię i uświęca człowieka.

II.   DLACZEGO?

Dlatego aby żyć. Na Wschodzie, w krajach tzw. socjalistycznego obozu władzę dzierży partyjna kasta nie licząc się z wolą i potrzebami ludzi. System tu panujący zmienił obywateli w poddanych i podporządkował kraje sowieckiemu imperializmowi. Prze on do panowania nad światem drogą szaleńczej rozbudowy swej militarnej potęgi i stanowi śmiertelne zagrożenie dla cywilizacji – dla 20. wieków naszej wiary, pracy i walki. Na zachodzie społeczeństwa kłopoczą się inflacją i stagnacją, ludzie gonią za użyciem i zyskami. Za wyjątkiem USA, których obecna ekipa rządząca zaczyna dostrzegać grożące światu niebezpieczeństwo, kraje Zachodu łudzą się odprężeniem. Ekonomiczne nierówności rzucają cień na demokracje. Młode pokolenie chcąc żyć protestuje przeciwko inwestycjom wojskowym. Nie zdaje sobie sprawy z groźby sowieckiego imperializmu. Z tego, że narody Europy Wschodniej cierpią niespotykany socjalny i moralny ucisk. Zachód miota się, nie widzi wyjścia z obłędnej spirali jawnych zbrojeń.

Są dwa wyjścia:

1)  Solidarna postawa zachodnich społeczeństw odmawiająca ZSRR technologicznej pomocy, wraz z podjęciem zdecydowanego wysiłku obronnego i ograniczeniem konsumpcji. Wszystko w celu zdobycia militarnej przewagi nad potencjalnym agresorem.

2)  Dojście do głosu ludzi pracy na Wschodzie, którzy jak i Ci na Zachodzie, chcą żyć. Wiedzą, kto ich okłamuje i gnębi, kto zmusza do pracy za głodowe pensje i kto śni o potędze budowanej trudem ich rąk – komunistyczni władcy.

Wyjście pierwsze, jeśli w konsekwencji nie doprowadzi do drugiego, samo może nie wystarczyć. Wyjście drugie może wywalczyć tylko masowy bunt ludzi pracy w krajach Wschodu – bunt tak powszechny jak w Polsce w roku 1980. Tylko solidarny mozół, odwaga i nadzieja milionów mogą ocalić ten świat. Solidarność znaczy pokój, a pokój znaczy solidarność.

Nie ma też innej drogi dla Polski. Bez „Solidarności” nie będzie nad Wisłą ani praworządności, ani dostatku. Polacy zmuszani batem i biedą do niewolniczej pracy – pozostaną w biedzie. Powiew wolności, który przyszedł wraz z „Solidarnością” porwał młodzież i szerokie rzesze narodu. Jest jasne, że aby Polska była Polską musi to być Polska Rzeczpospolita Solidarna.

III.  JAK?

Walcząc. Solidarność nie jest tylko nową ideą, ale zarazem sposobem na jej realizację. Sposobem na pokonanie wschodnich reżimów i zachodnich egoizmów. Potrzeba tylko, żeby „lud pracujący miast i wsi” zyskał świadomość własnej solidarności i odważył się ją okazywać. Wówczas runą czerwone i złote trony.

Dlatego podstawową bronią w tej tutaj prowadzonej walce winna być informacja. Panujący nad nami przymus opiera się na fałszu, a „prawda nas wyzwoli”. Prawda, którą należy głosić na Wschodzie i na Zachodzie. Będziemy starać się o budowę radiostacji Solidarności emitującej audycje na cały świat. Chcemy wymiany argumentów, nie wymiany kul i rakiet. Chcemy przeciwników naszych przekonywać – nie zabijać. Chcemy ich przekonać, że i im będzie bezpieczniej i lepiej w solidarnej Polsce, w solidarnym świecie.

Mamy prawo i obowiązek wyrażania swoich opinii i dążeń. Jak to czynić? Poprzez niezależną prasę, radio, grupy samokształceniowe, poprzez manifestacje uliczne, poprzez strajki – odmowę dawania swej pracy tym, którzy nam ją odbierają siłą i terrorem. Za najskuteczniejsze uważamy strajki solidarnościowe. Takie, które wybuchną spontanicznie (a że w końcu wybuchną – to pewne) w jakimś wielkim zakładzie, czy ośrodku przemysłowym i wtedy całe społeczeństwo winno być gotowe do poparcia tych, którzy po prostu dłużej już nie mogli. To właśnie będzie najlepszym sygnałem do solidarnego oporu.

Zawsze też mamy obowiązek czynnej obrony prześladowanych ludzi i deptanych ideałów. Budujemy organizację Solidarność Walcząca. Jest ona otwarta dla wszystkich, którzy za cel stawiają sobie walkę o wolną Rzeczpospolitą Solidarną, o solidarność ludzi i narodów i godzą się dla osiągnięcia tego celu na poświęcenie czasu, krwi, a – jeśli zajdzie konieczność – swego życia. Nie uzurpujemy sobie monopolu na walkę o NSZZ „Solidarność”. Walkę tę w różnych formach toczą najlepsi synowie Polski. Chcemy współpracy i porozumienia ze wszystkimi, którzy dążą do sprawiedliwości społecznej. Nie chcemy porozumienia z władzą z obcego nadania. Chcemy tę władzę pozbawić władzy. Że to nie realne? Tylko tak długo, dopóki ludzie nie uznają tego za realne. Dopóki nie uznają, że już czas wziąć los w swoje ręce. Nie liczymy na prędkie zwycięstwo w jednym, nagłym wybuchu. Czeka nas uporczywa walka podjazdowa. Zdajemy sobie sprawę z niebezpieczeństwa frontalnego starcia. Nie mamy czołgów. Chcemy przekonać tych, co je mają, żeby nie używali ich przeciwko bezbronnym. Mamy rację. Zło może odnieść doraźne sukcesy, ale solidarność jest dobrem i racją i ona będzie zwycięstwem.

Za Radę Solidarności Walczącej: Kornel Morawiecki. 13 grudnia 1982 r.

Nasz komentarz:

Solidaryzmem nazwaliśmy tu ustrój oparty na demokracji, różnorodności (pluralizmie) i samorządności. Respektujemy podstawowe prawo rozwoju ekonomicznego: wymianę i konkurencję rynkową, z ograniczeniami nałożonymi na prywatną władzę pieniądza i na władzę państwową. Tę ostatnią ma ograniczyć niezależny związek pracowniczy (lub federacja takich związków). Demokratyczna reprezentacja tego związku (tej federacji) na szczeblu krajowym będzie dodatkowym rodzajem władzy w państwie – władzą pracowniczą. Przedstawicielstwa związków na różnych szczeblach stanowić będą formy obrony społeczeństwa przed dominacją państwa (władzy obywatelskiej) i jego instytucji: administracji, wymiaru sprawiedliwości, wojska i milicji.

Powyższa wizja ma uzasadnienie: odpowiada funkcjonującej w tradycji i praktyce europejskiej zasadzie kontrolowania władzy przez społeczeństwo z jednej strony poprzez jej demokratyczny wybór, a z drugiej przez jej podział na takie rodzaje jak: władza ustawodawcza, wykonawcza, sądownicza. Wizja ta ma też swój pierwowzór: NSZZ „Solidarność”, związek z którym musiała się nawet liczyć tak zmonopolizowana i wszechwładna władza jak komunistyczna, i dlatego robiła i robi wszystko aby zniszczyć go jako organizacje, ideę i symbol.

Jak pokazuje najnowsza historia, sama demokracja nie stanowi wystarczającego zabezpieczenia przed totalitaryzmem (patrz: hitleryzm). Z drugiej strony brak wielkiej prywatnej własności środków produkcji nie stanowi żadnego zabezpieczenia przed wyzyskiem (patrz: komunizm). Postulowany związek pracowniczy ma, łącznie z pozostałymi demokratycznymi strukturami władzy i rządzenia, zabezpieczać słabsze jednostki i grupy zarówno przed ekonomiczną jak i obywatelską dyskryminacją. Stąd jego nazwa: Solidarność. Jego korzenie tkwią w naczelnej normie chrześcijaństwa: miłości i pomocy biednym i krzywdzonym.

Solidaryzmu nie traktujemy jako dogmatu, ani jako ostatecznego wzorca. Wymaga on dookreślenia w sferze koncepcji (zakres prywatnej własności środków produkcji , pogodzenie ograniczenia prywatnego kapitału z prawami rynku, kompetencje i relacje władzy pracowniczej i władzy państwowej itd.) oraz sprawdzenia w praktyce (pierwszym sprawdzeniem, w skrajnych warunkach reżimu komunistycznego, było 16 miesięcy istnienia „Solidarności”). Traktujemy go jako kierunek ewolucji społecznej leżący na tej drodze, która prowadzi do materialnego i duchowego awansu osób i narodów. Nie poprzez indywidualny sukces osiągnięty kosztem słabszych, ani nie poprzez kolektywistyczne zrównanie wszystkich. Poprzez rozwój osiągnięty w osobistej i zbiorowej konkurencji, wysiłku, pracy i talentów, ale rozwój wspólny, właśnie solidarny.

Raz jeszcze podkreślamy, że nie uważamy solidaryzmu za lekarstwo na wszelkie nędze i trudy społecznego losu. Uważamy tylko, że jest on w stanie uczynić życie ludzi i narodów nieco lepsze i serdeczniejsze od tego na Zachodzi – w kapitalizmie i o niebo lepsze i pełniejsze od tego na Wschodzie – w komunizmie. Tu w Polsce walka o realizacje tej wizji jest zarazem walką o narodowe i społeczne wyzwolenie. Jest też walką o wyzwolenie ludów Wschodu spod jarzma komunizmu, a całego cywilizowanego świata z okowów rozpaczy samozagłady jądrowej.

Nasz status i miejsce:

zaczęliśmy w czerwcu 1982 r. Jesteśmy niezależną organizacją konspiracyjną. Swoją walkę postrzegamy jako jedną z postaci oporu społecznego. Nie lekceważymy ani przeciwnika ani siebie. Zasadniczo popieramy decyzje władz NSZZ „Solidarność”. Zastrzegamy sobie jednak prawo do krytyki tych decyzji i do inicjatywy.

Nasza struktura:

a)  kształtuje się tak jak cała nasza organizacja;

b)  struktura hierarchiczna z dużym stopniem autonomii i demokracji wewnętrznej poszczególnych ogniw terytorialnych i specjalizacyjnych. Organem naczelnym jest Rada wybierająca przewodniczącego. Podstawową jednostką organizacyjna jest Grupa Solidarności Walczącej. Członkiem SW staje się każdy (niezależnie od narodowości i przynależności do innej organizacji) po złożeniu przysięgi organizacyjnej.

Ilu nas? Dziś kilkuset, jutro i Ty z nami.

Nasz zasięg: Wszędzie tam gdzie są i działają członkowie naszej organizacji.

Nasze hasła: Samorządność, Solidarność, Niepodległość.

Nasze święto: 31 sierpnia.

Nasz stosunek do:

a)  narodów: Czechosłowacji, Ukrainy, Białorusi, Litwy: życzymy tym narodom niepodległości, nie mamy względem nich żadnych roszczeń terytorialnych;

b)  Rosjan: chcemy przyjaznych, równoprawnych stosunków z wielkim narodem rosyjskim, stosunków opartych na prawdzie;

c)  Niemców: spodziewamy się przyjaznych, równoprawnych stosunków z wielkim zjednoczonym narodem niemieckim.

Nasza propozycja: jeśli pragniesz walczyć o niepodległą Rzeczpospolitą Solidarną, poświęcać swe siły, czas, a jeśli zajdzie potrzeba, swe życie dla zbudowania takiej Polski, jeśli pragniesz walczyć o solidarność między ludźmi i narodami, jeśli chcesz i obiecujesz rozwijać idee naszego Ruchu i sumiennie spełniać zarówno powierzone Ci, jak i zamierzone przez Ciebie zadania – wstąp do nas. Gdy odpowiadają Ci nasze cele i metody, już teraz, nie czekaj na kontakt z nami, twórz wokół siebie, w zakładzie, na osiedlu, we wsi Grupy Solidarności Walczącej. Szukaj nas – spotkamy się.

Nasza pewność: swą skromną obecnością i walką wspomagamy wielki ruch ludzi, narodów i kultur otwartych na wymianę dóbr i idei, jednoczących się przy poszanowaniu odrębności, poszukujących nowej i strzegących starej prawdy. Ten ruch braterstwa i postępu pokona zamknięte, warowne obozy, rozerwie kordony granic, kłamstwa i strachu. Będziemy my ludzie, i my Polacy, i my ludzie Solidarności Walczącej wolni i solidarni.

Numer zamknięto we wrześniu 1983 r.

Nasza prośba: tę wizytówkę przekaż znajomym, prześlij na wieś, wyłóż w miejscu publicznym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *