Wyspa wiecznej wiosny cz. 2

Tak nazywają to miejsce ze względu na wyjątkowo sprzyjający klimat, który zapewnia niewielkie roczne i dobowe wahania temperatury. Wlecieliśmy tam na tydzień w środku zimy i znaleźliśmy się nagle w krainie kwitnących kwiatów, ciepłego wiaterku i przyjemnie grzejącego słońca.

Lewady

Lewady to takie maderskie akwedukty. Zostały zbudowane, żeby transportować wodę z wilgotnych i dzikich gór na tereny rolnicze i do miast. Ta nazwa obecnie jest nieco myląca, bo na Maderze lewadami nazywane są też szlaki turystyczne nie biegnące wzdłuż lewad wodonośnych. Najlepszym tego przykładem jest lewada nr 1, która jest po prostu górskim szlakiem z Pico do Arieiro do Pico Ruivo – najwyższego szczytu Madery.

Malowniczym szlakiem zaczynającym się na asfaltowej drodze, a następnie ciągnącym się wzdłuż lewad doszliśmy do wodospadu 25 Źródeł (25 Fontes).

Zięby maderskie podchodziły bardzo blisko, a nawet jadły z ręki.

W drodze powrotnej zachwyciły nas malownicze mgły i chmury spływające ze zboczy gór.

Mglisty las Posto Florestal Fanal

Nasłuchałem się i naoglądałem filmików o wspaniałym lesie, gdzie prawie zawsze jest mgła, co tworzy niezwykłą, wręcz magiczną atmosferę. Jest to raj dla fotografów. Można stamtąd przywieźć niezwykłe, nastrojowe zdjęcia pokręconych drzew pierwotnego lasu wawrzynowego, wyłaniających się z mgły. Tyle teorii. Praktyka okazała się nieco inna. Za pierwszym razem mgły nie było wcale, słońce oświetlało wszystko, a ze szczytu wzgórza widać było oddalony o dziesiątki kilometrów ocean. Za drugim razem było nieco lepiej, od czasu do czasu nawiewało trochę chmur z sąsiednich wzgórz…

Warto wspomnieć, że liście tych drzew to liście laurowe, które kupujemy w małych papierowych torebeczkach, żeby przyprawiać nimi potrawy. Tutaj lasy wawrzynowe pokrywają 16% powierzchni wyspy, z czego 90% to las pierwotny.

Skalne wysepki i Welon Panny Młodej

Nazwałbym je raczej iglicami niż wysepkami, bo to wystające z wody dwie wysmukłe skały. Wyglądają imponująco i są znakomitym tematem zdjęć, znajdują się przy niewielkiej wiosce Ribeira da Janela.

Kolejna atrakcja znajduje się przy drodze z miasta Seixal do São Vicente. Welon Panny Młodej to wodospad, który przy odpowiednim wietrze ochlapywał samochody jadące starą, krętą drogą prowadzącą nad przepaściami na zachód wyspy. Teraz ta droga jest już nieprzejezdna, co widać na zdjęciu, a pojazdy przemieszczają się szybko i wygodnie nowymi drogami wiodącymi przez niezliczone kilometry tuneli.

Zdjęcie z punktu widokowego Welon Panny Młodej, ale nie na wodospad, tylko w dół, na fale oceanu atakujące stromy klif.

São Vicente

I dojechaliśmy do São Vicente, gdzie przywitał nas kot.

Urokliwe miasteczko z charakterystycznymi zielonymi okiennicami..

Weszliśmy do miejscowego kościoła Igreja de São Vicente.

Santana

To miejscowość znana przede wszystkim z tradycyjnych domków maderskich w kształcie trójkąta krytego strzechą. Znaleźliśmy zarówno stare, nadgryzione „zębem czasu”, jak i pięknie odrestaurowane i wymalowane z myślą o turystach.

W mieście znajduje się też kolejka linowa służąca głównie rolnikom uprawiającym ziemię w dole, nad oceanem. Nie była akurat czynna, ale z punktu widokowego obok kolejki udało mi się zrobić klimatyczne zdjęcia skał, zanim chmura całkiem zasłoniła widok.

Pico do Arieiro

Wysokość tego szczytu to 1818 m n.p.m. I jest to trzecia co do wysokości góra Madery. Co ciekawe, można dojechać samochodem niemal na sam szczyt i przejść szlakiem do Pico Ruivo – najwyższego na Maderze.

Z początku pogoda była niepewna, góry spowijała mgła. Z biegiem czasu zaczęło się przejaśniać, a wschodzące słońce wdzierało się między szczyty, malując surowe skały na złoty kolor.

Osobom z lękiem wysokości nie radziłbym tam wchodzić.

Oto ja, uwieczniony przez najlepszą z żon na punkcie widokowym.

Nie poszliśmy do Pico Ruivo, bo musielibyśmy stamtąd wracać do samochodu, a to bardzo wyczerpująca wyprawa. Woleliśmy zachować siły na kolejne wycieczki.

Widok z tarasu na szczycie Pico do Arieiro. W dali ocean i pobliskie wyspy.

Santa Cruz

Przepiękne miasteczko, pełne kwiatów, kawiarenek i luksusowych hoteli. Chyba najbardziej zadbane miasto Madery.

Zgodnie z naszym zwyczajem, zajrzeliśmy do miejscowego kościoła.

Wewnątrz natknęliśmy się na niezwykle ciekawą scenę obmywania nóg ułożoną z naturalnej wielkości rzeźb Chrystusa i apostołów. Nie widziałem czegoś takiego jeszcze w żadnym kościele.

Câmara de Lobos

Niegdysiejsza wioska rybacka, dziś miasteczko słynące z tego, że upodobał je sobie Winston Churchill. Przyjeżdżał tam wypoczywać i malować obrazy.

Dobrze Winston, ale tutaj dodaj żółtego…

Znaleźliśmy tu ciekawą uliczkę, na której w kolorowo pomalowanych beczkach rosły bananowce.

W tej samej uliczce ktoś wykonał obrazy z puszek po napojach. Zrobiliśmy sobie z nimi portrety.

I ta uliczka zawiodła nas oczywiście do kościoła.

Bliżej portu znajduje się inny obiekt sakralny – XIV-wieczna kaplica z ozdobami z drewna pokrytego złotem.

A przy samej zatoce portowej stoją łodzie rybackie.

Cabo Girão

Ponad 500 metrów nad powierzchnią oceanu znajduje się punkt widokowy z przezroczystą podłogą na najwyższym klifie Madery. Patrząc na ludzi fotografujących widok z tego niezwykłego miejsca zastanawiałem się, ile telefonów poleciało w dół rozbijając się o skały.

I na tym zakończę subiektywny i fragmentaryczny wybór atrakcji, które oferuje ta niezwykła wyspa o powierzchni zaledwie 801 kilometrów kwadratowych, czyli 1,5 Warszawy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *