Dziś wielu moich rodaków zadaje sobie pytanie, czy jest różnica między obecnym premierem, a tym z lat 2007-2014? Moim zdaniem, tak. Gdy rządził ten wcześniejszy, było trochę inaczej niż teraz, gdy wrócił do władzy. Wówczas, jak Tusk powiedział, że dla społeczeństwa coś zrobi, to … powiedział. Na przykład, jak powiedział, że obniży podatki, to … powiedział. Jak powiedział, że nie podniesie wieku emerytalnego, to … powiedział. Jak powiedział, że nigdy nie podejmie pracy w UE, bo bycie polskim premierem, to największy zaszczyt, to … powiedział. Nie obiecywał gruszek na wierzbie, jak na przykład budowy tunelu pod Świną do Świnoujścia czy rozbudowy gazo-portu w tym mieście. Uczciwie mówił, że „piniędzy nie ma i nie będzie”, o czym informował go minister od finansów, zwany sztukmistrzem z Londynu.
No i zapłacił za swą uczciwość. W 2015 roku społeczeństwo pokazało jego ekipie czerwoną kartkę. Po zsyłce do Brukseli, powrócił do kraju, gdzie z pomocą tejże Brukseli postanowił znów zostać premierem. Wrócił mądrzejszy o doświadczenie krajowe i zagraniczne. Ze swej porażki wyciągnął wnioski i zaczął przekonywać wyborców, że tym razem to, co obieca, to gwarantuje, że spełni. A obiecywał wiele. Że w kraju przywróci demokrację, wydźwignie kraj z ekonomicznej zapaści, sprawi, że na całym świecie będą nas podziwiać i szanować. Aby pozyskać jak największe poparcie zawiązał koalicję jedenastu ugrupowań politycznych, zwaną „koalicją 13 grudnia” (data zaprzysiężenia jego rządu). Niektórzy uważają, że lepiej pasowałaby nazwa „koalicja 18 maja 1792”. Część społeczeństwa mu uwierzyła i ponownie został premierem. Większość ludzi, którzy głosowali na tę koalicję, kierowała się raczej „antypisem” (czyt. ośmioma gwiazdkami) niż jego programem. I trudno się dziwić, bo takiego nie było.
Rzeczywiście, wszystko wskazuje na to, że tym razem Tusk słowa dotrzyma. Już mamy tego pierwsze dowody. Jak powiedział, że w telewizji publicznej zrobi porządek – bo „Ordnung muss sein”, bo nie można zadawać trudnych pytań – to natychmiast to zrobił i to zgodnie z prawem, jak on je rozumie! Zaczął od wyłączenia sygnału TVP Info do czasu aż wymienił kadry na swoich zaufanych i wcześniej sprawdzonych towarzyszy. Następnie przystąpił do utylizacji niektórych dokumentów, np. „Resetu” prof. Sławomira Cenckiewicza i red. Michała Rachonia, „Resortowych dzieci” red. Anity Gargas oraz filmów dokumentalnych Tomasza Łysiaka. W ten sposób już na początku premierowania się uwiarygodnił. Ludzie zaczynają wierzyć, że następne obietnice też spełni. A jest ich wiele, wszystkie bardzo ambitne. Na przykład usunięcie z NBP, choćby żelazną miotłą, prezesa prof. Adama Glapińskiego czy z Orlenu prezesa Daniela Obajtka, przy pomocy silnych ludzi. Znajomy powiedział mi, że nie będzie zaskoczony, gdy takimi metodami będzie próbował wyprowadzić z Pałacu Prezydenckiego aktualnego prezydenta Andrzeja Dudę, którego nie uznaje za prezydenta Polski i wprowadzi tam Rafała Trzaskowskiego, którego za takiego uważa. Ponadto obawia się, że los TVP Info wkrótce może podzielić TV Trwam i Radio Maryja.
Ale to chyba później, bo póki co, Tusk w najbliższych planach ma przejęcie Trybunału Konstytucyjnego, likwidację IPN, likwidację CBA, likwidację Polskiej Fundacji Narodowej, przywrócenia esbekom wysokich emerytur, ograniczenie wydatków na wojsko. Oczywiście wstrzymać trzeba budowę CPK, bo to chory pomysł PiS, a takie wspaniałe lotnisko jest niedaleko w Berlinie.
To tylko niektóre przykłady. W spełnieniu tych obietnic pomoże Tuskowi zwiększony przyszłoroczny budżet jego kancelarii do rekordowej wysokości 2 079 764 000 złotych i znakomici fachowcy, jakich sobie dobrał do tej roboty, najlepszych z najlepszych, po prostu same orły, sokoły, herosy na miarę czasów. Oto niektórzy z nich:
> Pułkownik Bartłomiej Sienkiewicz i jego równie znakomita zastępczyni Joanna Scheuring-Wielgus są gwarancją, że kultura będzie stała na najwyższym poziomie, zwłaszcza w mediach. To on wpadł na genialny pomysł, aby odwołać wszystkie władze w mediach nie tworząc nowego prawa. Wystarczy, że on, minister, obwieści, że odwołuje, likwiduje i już. Można? Można! Prezesowi Kaczyńskiemu zdjął ochronę, bo nie będzie już mu potrzebna, ponieważ teraz będzie prowadzona polityka miłości, którą zapowiedział sam Tusk. > Barbara Nowacka, ministerka od edukacji, zapewni, że szkoły będą kolorowe, dzieciaki odpowiednio wyedukowane i zapewni im wolność wyboru płci. > Adam Bodnar, minister sprawiedliwości, podobnie jak jego pryncypał, zinterpretuje prawo, tak jak on to rozumie. Próbki już mieliśmy. Rywalizację o ten stołek Bodnar wygrał z orłem palestry – Romanem Giertychem. Mówi się, że takiego wyboru dokonał Tusk w obawie o zdrowie Giertycha, który zemdlał na widok agentów CBA. Na szczęście szybko odzyskał przytomność i wyjechał dochodzić zdrowia do swej posiadłości we Włoszech. Wypoczywał tam ponad rok i gdyby fani nie wybrali go na posła, relaksowałby się dalej. Ale, ponieważ pochodzi z patriotycznego Poznania, wrócił do Polski dla ojczyzny ratowania. Zmiana klimatu dobrze mu zrobiła, nabrał wigoru i teraz, jako poseł, wyżywa się w Sejmie. > Borys Budka, minister aktywów państwowych, to ten, gdyby ktoś nie kojarzył, który przypomina Władysława Gomułkę, nie tylko wyglądem. Prywatyzowanie wszystkich Spółek Skarbu Państwa, które ma w planie, rozpoczął od wymiany prezesów. Jakim prawem? Takim samym, jakie pułkownik Sienkiewicz zastosował w mediach. > Izabela Leszczyna, ministerka od służby zdrowia, osoba wszechstronnie utalentowana, mogłaby kierować każdym resortem. Z niecierpliwością wszyscy czekają na program uzdrowienia służby zdrowia, który do wyborów ukrywała, aby PiS nie odgapił. > Sławomir Nitras, minister sportu, też wszechstronnie utalentowany, okazuje się, że zna się nie tylko na opiłowywaniu. > Marcin Kierwiński, minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, bardzo zdolny, ponoć do wszystkiego, uwielbiany nie tylko w swojej partii. Jest osobą niezwykle skromną, nigdy nie chwali się, nawet w kampanii wyborczej, że jego tatuś był generałem, a stopień ten nadał mu w 1999 roku prezydent Kwaśniewski. > Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych, można by rzec taka wisienka na torcie w ekipie Tuska, prawdziwy angielski gentleman, pełen szacunku do kobiet. To on ujawnił światu, że nikt inny tylko Amerykanie wysadzili w powietrze gazociąg Nord Stream2. On nigdy „nie zrobi im laski”. Ciekawe, czy znów będzie namawiał Ukraińców, aby się poddali Rosji, bo będą zabici.
To tylko niektórzy wspaniali ministrowie rządu Tuska. O każdym z nich Arkadiusz Czerepach z serialu „Ranczo” mógłby powiedzieć: GENIUSZ.
Oprócz znakomitych ministrów, w każdym resorcie zostali zatrudnieni równie znakomici fachowcy, jak na przykład Grzegorz Lasek, wybitny fachowiec od badań wypadków lotniczych (będzie się zajmował „rozwojem” CPK). Wspomagać ich będą znakomici posłowie jak Dariusz Joński (ksywa basenowy), człowiek o szerokich zainteresowaniach, zwłaszcza historycznych, szczególnie pasjonuje się Powstaniem Warszawskim. Wraz z partyjnym kolegą, Michałem Szczerbą – posłem pięciu kadencji, napisał książkę „Wielkie żniwa. Jak PiS ukradł Polskę”, pewnie z nadzieją na literackiego Nobla. Iloraz inteligencji niektórych powala. Choćby Robert Kropiwnicki, poseł pięciu kadencji z PO, jakże wysokie musi mieć IQ, aby potrafić zarządzać 11 mieszkaniami, jakie posiada. A poza parlamentem jakie ogromne rezerwy ma jeszcze Koalicja Obywatelska, np. pułkownik Adam Mazguła, teściowa Tuska, Krzysztof Mieszkowski czy Andrzej Rozenek, prymus ze szkoły Jerzego Urbana. Na tym zakończę, ponieważ nie sposób wymienić wszystkich tych wybitnych osobowości.
Czy ci ludzie sprawią, że Polska stanie się, tak jak Tusk obiecywał, krajem naszych marzeń, czy też znów będziemy państwem teoretycznym, gdzie kamieni kupa? Oto jest pytanie!