24.07.2017 roku w rozmowie z Mateuszem Jerzmańskim na Zamku Królewskim w Warszawie
Jak znalazła się Pani na emigracji?
To była długa i ciężka droga. Po pierwsze wywózka w 1940 roku na Syberię. Potem, kiedy armia Andersa była formowana w Rosji, to dołączyliśmy do Polaków. Ojciec służył w wojsku, a nasza rodzina została wywieziona do Indii, Persji, Afryki. Tam spędziłam czas do zakończenia wojny. Następnie pojechaliśmy z ojcem do Anglii, z armią Andersa, z myślą, że jedziemy do Polski. Niestety wkrótce przyszło wielkie rozczarowanie – do Polski nie mogliśmy wrócić, bo jak Pan wie, Polska stała się częścią moskiewskiego imperium. Więc zostaliśmy na emigracji. Niektórzy pojechali do Ameryki, Australii… Mój ojciec był w takim wieku, że już nie chciano przyjmować takiego starszego pana, to zostaliśmy w Anglii.
Jak Pani poznała prezydenta Kaczorowskiego?
Byłam harcerką prawie od urodzenia. Przyszłego Prezydenta oczywiście poznałam w harcerstwie, w Londynie. Będąc zwykłą druhną w zastępie, zetknęłam się z harcmistrzem. Między nami była spora różnica, ale on był fantastycznym harcerzem, dobrym człowiekiem. Tradycja w rodzinie została – proszę sobie wyobrazić, że każda moja córka ma męża z harcerskiego środowiska.
Czy to była taka romantyczna miłość?
Dlaczego spodobał mi się o 10 lat starszy kawaler? On nie mówił banalnych komplementów. Był taki mądry i jakoś „kliknęło”. No i oczywiście, ja bardzo ceniłam to, że był harcerzem. Kiedy pobraliśmy się, bardzo dużo czasu spędzał dla harcerstwa i dla pracy, ale ja rozumiałam to. Rozumiałam na przykład, jak w czasie wakacji wyjeżdżał gdzieś, czy do Ameryki, czy jako instruktor, jako harcmistrz. Rozumiałam, że to jest jego życie, jego zadanie. I nie miałam nic przeciwko temu. Byliśmy o tyle szczęśliwi, że się rozumieliśmy. I to było bardzo ważne.
Pani mąż pełnił bardzo ważną rolę na emigracji. Jak to wpływało na niego, na Panią, na rodzinę?
U nas rodzina była bardzo polska. I sprawa Polski była zawsze bardzo prostolinijna i pierwszoplanowa. Nie było innego kraju. Wspieraliśmy go we wszystkim i zgadzaliśmy się z nim, bo to była prawda. To było takie rozumienie Polski, takie przedwojenne. Dla ojczyzny robi się wszystko. Pamiętam ostatni moment przed Smoleńskiem. Wybierał się tam i jego kuzyn spytał się: wujku, dlaczego ty tam jedziesz? A on odpowiedział: idę ukłonić się tym, którzy zginęli za Polskę, bo to dla mnie bardzo ważne. Młodzieniec kontynuował: A co ty byś dał dla Polski? Mąż powiedział: jeżeli przyjdzie, to i życie też oddam dla Polski. To były jego ostatnie słowa w piątek, wieczorem. Tak było. Nikt się nie spodziewał takiej rzeczy, prawda, ale co zrobić. Zostawiłam go w Polsce, dlatego że on… Uważam, że tam, gdzie teraz leży, jest bardzo szczęśliwy.
Przekazanie insygniów władzy, ciągłości władzy prezydenckiej w Polsce, jak to się odbyło?
Przyszedł ten moment, kiedy trzeba było to zrobić… Zgodnie z konstytucją, nasz emigracyjny rząd miał je przekazać, jeżeli Polska będzie miała prezydenta wybranego przez naród, a nie przez rząd czy przez Rosję. I tak się stało. Wałęsa został wybrany i to był czas. Przyjechaliśmy do Polski. Przekazanie odbyło się bardzo uroczyście na Zamku Królewskim. Osobiście nie zapomnę momentu, kiedy usiadłam po raz pierwszy w życiu na polskim zamku i usłyszałam wypowiedź Wałęsy, że prezydent wrócił do domu – to było coś pięknego. Wie pan, to trzeba czuć.
Co by pani powiedziała Polakom z perspektywy swojego życia, z perspektywy życia swojego męża, ojca i całej swojej rodziny?
Co najważniejsze, proszę pana, to być sobą. Być dumnym z tego, kim się jest. Trzeba być dumnym z tego narodu i z tego pokolenia, skąd się pochodzi. Zrobić jak najwięcej, żeby szlachetnie życie przeżyć i dzieci wychować. Jak osiadłam w Anglii to miałam 16 lat, ale moje dzieci, wnuki wszystkie mówią po polsku. Trzeba dzieci nauczyć kochać Polskę, żeby ją kochały wielką miłością. Dużo rodzin na emigracji zachowało polskość i teraz gdy mogą jechać do Polski, to jadą i są szczęśliwi. Do harcerstwa należą moje córki, a teraz wnuki. Na stulecie harcerstwa polskiego byli w Polsce. Najważniejsze to być Polakiem. Będziemy kiedyś szczęśliwi, że jesteśmy Polakami, że jest taki kraj jak Polska. Docenimy, czego doczekaliśmy. Dzięki wielu Polakom, patriotom, którzy walczyli, mamy wolną Polskę. Możemy przyjechać ze swoimi dziećmi do Kraju. I to jest piękne, być kimś, gdzie się gdzieś należy, do swojego własnego kraju, obojętnie gdzie się mieszka. Ja mimo że mieszkałam całe życie poza Polską, zawsze czułam, że Polska jest moim krajem. Tak wychowuję dzieci.
Dziękuję Pani serdecznie.
Karolina Kaczorowska z domu Mariampolska urodziła się w 1930 roku w Stanisławowie (dzisiejszy Iwano-Frankiwsk na Ukrainie). W 1940 wraz z rodziną została wywieziona na Syberię. Związek Sowiecki opuściła wraz z Armią Andersa, której żołnierzami byli jej ojciec, brat i przyszły mąż. Była jednym z „tułaczych dzieci”: po opuszczeniu ZSRR i długiej drodze przez Persję, trafiła do Ugandy. Tam, w Koja, chodziła do polskiej szkoły. W Ugandzie pozostała do końca lat 40. XX wieku, a następnie wyjechała do Wielkiej Brytanii. Po skończeniu studiów na uniwersytecie londyńskim rozpoczęła pracę nauczycielki. Dzięki zaangażowaniu w działalność harcerską poznała Ryszarda Kaczorowskiego, którego poślubiła w 1952 roku. Para miała dwie córki: Jadwigę i Alicję oraz pięcioro wnuków. Karolina Kaczorowska była aktywną uczestniczką życia społecznego polskiej emigracji. Prócz harcerstwa w szczególny sposób angażowała się w działalność charytatywną Zjednoczenia Polek w Wielkiej Brytanii. 19 lipca 1989, po zaprzysiężeniu Ryszarda Kaczorowskiego na urząd Prezydenta RP na Uchodźstwie, została Pierwszą Damą na Uchodźstwie. W grudniu 1990 Ryszard Kaczorowski uroczyście przekazał insygnia prezydenckie Lechowi Wałęsie. Karolina Kaczorowska towarzyszyła wówczas mężowi i był to dla niej przyjazd do kraju po 50 latach. 10 kwietnia 2010 miała wraz z mężem wziąć udział w obchodach 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, jednak z powodu choroby zrezygnowała z wyjazdu. Jej mąż udał się więc w podróż sam, i jak wszyscy pasażerowie prezydenckiego samolotu, zginął w katastrofie smoleńskiej. Pomimo tragedii Karolina Kaczorowska nie zaprzestała działalności publicznej. Była szczególną kustoszką pamięci o zmarłym mężu. W 2012 r. została odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Odeszła 21 sierpnia 2021 w Wielkiej Brytanii. Miała 90 lat.