Stary Kontynent traci na znaczeniu. Gospodarczo, demograficznie, geopolityczne. Niestety. Niestety, bo mimo wszystkich uzasadnionych zastrzeżeń do Unii Europejskiej – Polska jest jej częścią. Zapewne proces zmniejszania się roli naszego kontynentu, w tym oczywiście także samej UE, jest nieuchronny i wszyscy – w Europie i poza Europą – powinniśmy wyciągnąć z tego wnioski.
A jakie z kolei konkluzje powinniśmy wyciągnąć z pierwszego ćwierćwiecza XXI wieku i tego co dzieje się w świecie? My – tym razem jako globalna społeczność międzynarodowa w sytuacji największej wojny w Europie od czasu zakończenia II wojny światowej.
Po pierwsze: powinniśmy szukać tego, co łączy, a nie tego, co dzieli. Musimy – na różnych kontynentach i między kontynentami – szukać wspólnych celów i płaszczyzn współpracy.
Po drugie: starać się wyznaczać naszym krajom, kontynentom i ludzkości cele długofalowe – „long term”, a nie „short term”. Uwaga: to sprzyja współpracy, a nie sprzyja konfliktom.
Po trzecie: trzeba szanować odmienność doświadczeń historycznych i inność kulturową, a nie narzucać albo oczekiwać, że inne narody będą takie, jak my i będą tak samo oceniać rzeczywistość czy historię, jak my. To akurat kamyczek do europejskiego ogródka.
Po czwarte: uznając prawdziwy pluralizm dróg i doświadczeń nikt nie może uważać, że to jego kraj, kontynent, organizacja międzynarodowa (w tym oczywiście Unia Europejska, ale też ONZ) wie lepiej od innych, co jest dobre, a co złe. Najlepiej niech każdy mówi za siebie i nie poucza innych. Akurat nasz kontynent – Europa mając wiele zasług i osiągnięć – jednocześnie ma również, zwłaszcza w ostatnich latach, a nawet dekadach, zupełnie niepotrzebne tendencje pokazywania światu, że Europa jest lepsza, mądrzejsza, bardziej szlachetna I generalnie, wie lepiej „jak żyć”.
Unia szczególnie starała się być nauczycielem innych kontynentów – a czasem nawet prokuratorem albo sędzią wobec różnych krajów czy całych kontynentów. Przestrzegam przed czymś takim, przestrzegam przed taką drogą. Próba pokazywania własnej wyższości – zwłaszcza wobec historycznych narodów z długą przeszłością i wielkimi osiągnięciami, ale także tymi nowymi, „urodzonymi” w epoce postkolonialnej – oraz pokazywanie własnego EGO jest na dłuższą metę ryzykowne i nie sprzyja długoterminowej harmonijnej współpracy. Zwłaszcza, że Europa ma coraz gorsze karty ekonomiczne i geopolityczne w swoich rękach.
Dziś Polska przede wszystkim, ale przecież także i Europa muszą szukać i skutecznie znajdować odpowiedzi na miarę naszej wspólnej przyszłości w XXI wieku – wieku rozwoju i wielkich zmian. Rzecz w tym, że dla Berlina Europa oznacza proniemiecką Unię Europejską. I marzenia o „europejskiej jedności” pryskają…