Komu Polska przeszkadza?

Żaden król polski nie stał na szafocie,
A więc nam Francuz powie: buntowniki.
Żaden mnich polski nie bluźnił wszech-cnocie,
Więc nam heretyk powie: heretyki.
Żaden pług polski cudzej nie pruł ziemi,
Więc poczytani będziem jak złodzieje.
Żaden duch polski nie zerwał z swojemi,
A więc nas uczyć będą – czym są dzieje?
Ale czas idzie – Szlachty-Chrystusowej,
Sumienia-głosu i wiedzy-bezmownej;
Ale czas idzie i prości się droga…
Strach tym – co dzisiaj bać się uczą Boga.

Kiedy Cyprian Kamil Norwid pisał wiersz „Klątwy”, Polski nie było na mapach świata. Co nie oznacza, że nie było Polski w ogóle. Polska była w języku, w tradycji, w codziennej modlitwie, w codziennej pracy. Mało? Może i tak, ale i to musiało być zbyt wiele dla przeciwników, którzy przy lada okazji, atakowali.

Wielbiony na świecie Goethe, będąc na usługach księcia Weimaru, wielokrotnie wypowiadał się przeciwko Polsce. Poparł m.in. konfiskatę prac Friedricha Raumera, w których autor piętnował zdradziecką politykę Prus wobec Polski w okresie rozbiorów. Goethe tłumaczył swoją postawę wymogami niemieckiej racji stanu. Według niego wydanie prac wpłynęłoby na szkodliwy wizerunek Niemiec w Europie. No tak, interes Niemiec ponad wszystko, bez rozliczenia z przeszłością.

Aleksander Puszkin, który w młodości sympatyzował z Polakami, zostawszy urzędnikiem na dworze cara Mikołaja I, po wybuchu powstania listopadowego w 1830 roku, napisał kilka antypolskich utworów poetyckich, m.in. „Przed świętym grobowcem”, „Oszczercom Rosji”, „Rocznica Borodina”. W listach poety do Jelizawiety Michajłownej pisał: Trzeba, aby wojna z Polakami była wojną na wyniszczenie. Nic więc dziwnego, że Adam Mickiewicz, dając odpór wielkoruskiemu szowinistycznemu nastawieniu Puszkina, w utworze „Do Przyjaciół Moskali”, pisał: Może kto z was urzędem, orderem zhańbiony, duszę wolną na wieki sprzedał w służbę cara, i dziś na progach jego wybija pokłony.

Nie tylko Puszkin był krytykiem polskich dążeń niepodległościowych. Fiodor Tiutczew, poeta i dyplomata podczas Kongresu Panslawistycznego w Moskwie w 1867 roku nazwał Polaków „Judaszem Słowiańszczyzny”. Aleksander de Tocqueville, autor „O demokracji w Ameryce”, pozycji uznawanej za klasykę poznania systemu demokratycznego, kiedy w wyniku Wiosny Ludów został w 1849 roku ministrem spraw zagranicznych Francji, nakazywał ambasadorom w państwach Europy Środkowej i Wschodniej, aby nie mieszali się do tego, co się dzieje na drugim krańcu Europy, w Polsce czy na Węgrzech.

Niemiecki dominikanin, Jan Falkenberg, na soborze w Konstancji w 1415 roku, reprezentując stronę Krzyżaków, tak oceniał Polaków: Polacy – psy bezwstydne. Biskupów polskich należy wieszać dla dobra chrześcijaństwa. „Wielcy tego świata”, koryfeusze europejskiej myśli społecznej i politycznej Europy XVIII i XIX wieku, a za takich uznaje się Voltaire’a, Metternicha i Bismarcka, nawoływali do wycięcia wrzodu na ciele Europy, jakim jest Polska.

Róża Luksemburg, orędowniczka walki o wolność ludów na świecie, ostro sprzeciwiała się powstaniu wolnej i niepodległej Polski, która miała być „śmierdzącym trupem Europy”. Zaś Powstanie Styczniowe zostało wywołane, według Luksemburg, aby… zachować pańszczyznę wśród chłopów. Czym jej umysł został skażony, aby takie brednie rozpowszechniać, nie wiadomo. Może to jedynie słuszna ideologia, do której była niewolniczo przywiązana? Wszak jej poprzednik – Engels w liście do Marksa w 1851 roku pisał: Polacy są narodem skazanym na zagładę (…) Nie zapisali się nigdy w historii niczym prócz walecznych bijatyk. Nie można przytoczyć ani jednego wypadku, w którym Polska dokonała czegoś o historycznym znaczeniu.

Lloyd George, premier Wielkiej Brytanii (1917-1922), mówił o Polsce jako „defekcie Europy”. Podobnie Mołotow, sowiecki minister spraw zagranicznych, dla którego Polska była „bękartem traktatu wersalskiego”. Niemiecki propagandysta Goebbels scharakteryzował Polaków słowami: „bardziej zwierzęta niż osoby ludzkie, kompletnie prymitywni i bezkształtni”.

Odpowiadając zatem na pytanie, komu Polska przeszkadza, warto przypomnieć słowa Marszałka Józefa Piłsudskiego: „Polska jest stale oskarżana w innych państwach. Jest w tym wyraźna i niedwuznaczna chęć posiadania w środku Europy państwa, którego kosztem można byłoby załatwić wszystkie porachunki europejskie. Podziwu godne jest stałe zjawisko, że te projekty międzynarodowe znajdują tak chętne ucho, no i języki, nie gdzie indziej, jak w Polsce”. Trzeba więcej tłumaczyć?

A komu w Polsce przeszkadza Polska? I znowu na początek przywołam słowa Piłsudskiego: Jednym z przekleństw naszego życia, jednym z przekleństw naszego budownictwa państwowego jest to, żeśmy się podzielili na kilka rodzajów Polaków, że mówimy jednym językiem, a inaczej nawet słowa polskie rozumiemy, żeśmy wychowali wśród siebie Polaków różnych gatunków, Polaków z trudnością się porozumiewających, Polaków tak przyzwyczajonych do życia według obcych szablonów, według obcych narzuconych sposobów życia i postępowania, żeśmy prawie za swoje je uznali, że wyrzec się ich z trudnością możemy. Tym pierwszym etapem, swoistą podstawą rodzącej się antypolskości, jest odejście od poszanowania własnej przeszłości i tradycji. Piłsudski pisał: „Kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości, nie jest godzien szacunku teraźniejszości, ani prawa do przyszłości”. A swego czasu też powiedział, że „umiłowanym stanem Polaków jest niezdecydowanie”. W rzeczywistości Marszałek Piłsudski oddał całe swoje życie Polsce: „choć nieraz mówię o durnej Polsce, wymyślam na Polskę i Polaków, to przecież tylko Polsce służę”.

Trawi nas mentalność parobka, który wiecznie musi służyć obcemu. Dawniej Moskwie, dzisiaj Brukseli. I nawet, jeśli ów parobek „zmieni przyodziewek”, mentalność parobka w nim pozostanie. Pietrek w „Chłopach” Reymonta, ubiera się w nowe portki i nową koszulę przed wspólną wigilią z gospodarzami, ale to nie zmienia faktu, że traktowany jest jak parobek i sam jak parobek się zachowuje. Mentalność parobka mu podpowiada, że musi się czymś wyróżnić w otoczeniu, samemu wywyższyć, skoro inni nie chcą go zauważyć. Stąd przeświadczenie, że jeżeli obcym tak bardzo zależy, aby „gnoić” Polskę, będzie to robił. Oto zdrajca, magnat Szczęsny Potocki – marszałek Targowicy, który po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja udał się „po pomoc” do carycy Katarzyny II – twierdził, że „kto chce w Polsce być wolny, musi przestać być Polakiem”. A „nasi” laureaci literackiej Nagrody Nobla?

Czesław Miłosz wielokrotnie atakował Polskę i Polaków, sarkastycznie określając ich mianem Lechitów. W jednym z wywiadów napisał wprost: „Norwid jest dla mnie zanadto lechicki. To Lechita. Ja nie lubię Lechitów”. Znamienne było stanowisko noblisty dotyczące przyszłości Polski, wyrażone w rozmowie ze Zbigniewem Herbertem. Herbert tak wspomina: Był to 1968 czy 1969 rok. Powiedział mi – na trzeźwo – że trzeba przyłączyć Polskę do Związku Radzieckiego. Ja na to: „Czesiu, weźmy lepiej zimny tusz i chodźmy na drinka”. Myślałem, że to żart czy prowokacja. Lecz gdy powtórzył to na kolacji, gdzie byli Amerykanie, którym się to nawet spodobało – wstałem i wygarnąłem. Takich rzeczy nie można mówić, nawet żartem. Aby zrozumieć kruchość moralnych postaw Miłosza, należy przypomnieć jego wczesny wiersz „Biedny poeta”: Siedzę, poeta posępny i gniewny, / Z przymrużonymi złośliwie oczami, / I ważąc w dłoni pióro / Obmyślam zemstę. Miłosz, zanim wybrał wolność na Zachodzie, aktywnie oddawał swoje usługi komunistom. Sam uzasadniał wybór w dzienniku „Rok myśliwego”: Ci, którzy stali się komunistami w 1945 roku, mieli wszelkie logiczne argumenty za sobą. A co do młodych literatów, to nawet ich inna opcja była mało prawdopodobna. Kraj był włączony w nowe imperium na stałe: wystarczyło spojrzeć na mapę. Któż mógł się opierać? Nie rozumiejący, stawiający na nową wojnę, na cud, itd.

A jednak tacy w Polsce byli. Kiedy w 1951 roku Miłosz wybierał „fiołki w Neapolu”, kilka tysięcy żołnierzy, najczęściej synów chłopskich, którzy na co dzień nie stykali się z poezją, a ich prozą życia był codzienny trud, nadal walczyło, by dochować wierności żołnierskiej przysiędze. To o nich Miłosz pisał w dzienniku: „Tylko ci, co nie chcieli rozumować trzeźwo, marzyli o niepodległości Polski”. Paweł Jasienica (Leon Lech Beynar) o zaangażowaniu Miłosza w komunizm pisał: Z goryczą myślę o historii Miłosza. Ludzie, którzy już w 1945 roku mieli sławę pisarską jak on, mogli swoją postawą wywrzeć wpływ na rzeczywistość. Czesław nie jest wolny od osobistej odpowiedzialności za wytworzenie się stanu rzeczy, który później jego samego skłoni do ucieczki. Niejeden sławny pisarz polski od samego początku bronił wolności. Bronili jej też mali nikomu przedtem nieznani ludzie.

Konstanty Ildefons Gałczyński, sekowany przez komunistyczną władzę, prosił ją „teraz i jutro dajcie mi pisać”. Po latach dodawał: „aby zarobić ździebełko – na bułeczkę i masełko”. No i napisał „Poemat dla zdrajcy”, czyli o Miłoszu, któremu znudziła się „sprawiedliwość społeczna” rodem z Polski Ludowej i wybrał „zgniły Zachód”: A ty jesteś dezerter. / A ty jesteś zdrajca. / Okiem zdrajcy patrzysz na Rawennę, / na mozaik kamyczki promienne, / potem piórem, ręką dezertera / chciałbyś myślom swym kształt nadać trwały – / ale oto litery powstały / i splunęły ci w pysk.

„Wielka Dama Polskiej Literatury” Wisława Szymborska w 1992 roku opublikowała wiersz „Nienawiść” – następnego dnia po obaleniu rządu Jana Olszewskiego. To kolejny utwór w kolekcji autorki z serii tzw. zaangażowanych. Tym razem Szymborska postanowiła uderzyć w lustrację, która stała się powodem obalenia rządu. Nie mogła inaczej, wszak starała się, aby przy okazji wyjawienia agentów, jak najmniej mówiono o jej zaangażowaniu w czasach stalinowskich. To wtedy, gdy ginęli walczący z obcą okupacją żołnierze nazywani dzisiaj „Wyklętymi” – nazwała Lenina „nowym człowieczeństwa Adamem”. A po śmierci Stalina uderzała w żałobne nuty w utworze „Ten dzień”: Nic nie pójdzie z jego życia w zapomnienie. / Jego partia rozgarnie mrok. Partia, czyli PZPR, była celem życia – „Wstępującemu do Partii”: Partia. Należeć do niej, / z nią działać, z nią marzyć, / z nią w planach nieulękłych, z nią w trosce bezsennej – / wierz mi, to najpiękniejsze / co się może zdarzyć / w czasie naszej młodości / gwiazdy dwuramiennej.

Olga Tokarczuk podjęła się „odkrywania polskiego kolonializmu na kresach”: Myślę, że trzeba będzie stanąć z własną historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją trochę od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów. Ciekawe, że Żydzi przyjeżdżali do tego „zamordystycznego kraju” z największą ochotą.

Wobec takich sądów, szczególnie cenne są głosy przychylne Polsce, płynące od osób powszechnie cenionych. Gilbert Keith Chesterton (1874-1936), wybitny angielski pisarz, mówił: Moja sympatia do Polski zrodziła się pod wpływem oskarżeń miotanych przeciw Polsce. Wyrobiłem sobie sąd o Polsce na podstawie jej nieprzyjaciół. Mianowicie doszedłem do wniosku, że nieprzyjaciele Polski są prawie zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Na Polskę plują osobniki o niewolniczej duszy, uprawiające kult lichwy i terroru, zawsze byli to materialiści.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *