Gospodarka katastrofalna

Administracja 13 grudnia przebiła osiągnięcia administracji „pierwszego Tuska” (2007-2015), zwiększając dziurę budżetową do blisko 300 mld zł. Niemniej tę ekipę notorycznych nieudaczników – jeżeli nie sabotażystów – wciąż popiera 38,1% ankietowanych (51,5% jest przeciwnego zdania).

Inflacja w styczniu sięgnęła już 5,3% – podaje GUS. W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 1%. Produkcja przemysłowa w grudniu 2024 roku spadła o 1,4%, wobec wzrostu o 0,9% w poprzednim miesiącu – podaje Eurostat. Produkcja przemysłowa spadła w grudniu mdm o 8%, a rdr – wzrosła o 0,2%. Są to wyniki gorsze od przewidywanych. Eksport do Niemiec w 2024 roku spadł o 3,9% i wyniósł 94,8 mld euro, zaś import spadł o 1,6% (wyniósł 67,2 mld euro). Spadki zanotowano również w kontaktach handlowych z innymi partnerami. Wydawało się, że można zmienić prezesa GUS, by polepszyć sytuację gospodarczą kraju, ale rzeczywistość skrzeczy.

Produkcja rur bezszwowych w częstochowskim zakładzie Rurexpol została wstrzymana – 260 pracowników straci pracę. Zagrożona jest również pobliska Huta Częstochowa. Rozwiązaniem byłoby wpisanie jej na listę zakładów strategicznych, jak to uczyniono z Polsatem i TVN, ale premier jakoś zwleka. Jego interwencja na rynku masła nie przyniosła rezultatu. Ceny nie spadły, zaś masło z polskich rezerw strategicznych przejęła czeska firma, zaopatrująca sklepy w swoim kraju.

Tymczasem w Poczcie Polskiej trwa strajk okupacyjny. W referendum wypowiedziała się ponad połowa zatrudnionych, z których 96% było za przystąpieniem do protestu. Pracownicy chcą interwencji rządu wobec perspektywy zwolnienia blisko 10 tys. zatrudnionych. To największe przedsiębiorstwo państwowe zatrudnia ok. 62 tys. pracowników i posiada 7,6 tys. placówek. Ich redukcja to utrudniony dostęp ludności do usług pocztowych. Jak na razie nikt nie rozmawia z protestującymi, którzy chcą godnego traktowania i godziwego wynagrodzenia.

Inwestycje prorozwojowe zamierają. CPK wciąż jest torpedowany. Intel (półprzewodniki) na Dolnym Śląsku pogrzebany. Terminal kontenerowy w Świnoujściu nie może doczekać się realizacji. Protestują zachodni sąsiedzi. Wspierają ich polscy ekologiści, zaś sądy wydają negatywne orzeczenia o inwestycji. I podczas gdy Niemcy dofinansowują koleje, administracja 13 grudnia likwiduje PKP Cargo, i to w sytuacji, gdy transport kolejowy to tylko 5% przewozów. Reszta jeździ ciężarówkami po drogach, jakby zapomniano o ekologii. Charakterystyczne, że pamięta się o niej w przypadku paliw kopalnych. Nasi zachodni sąsiedzi uruchamiają nowe elektrownie węglowe, importują węgiel, chcą kupować nowe złoża (może w ramach brukselskiej współpracy gospodarczej nabędą je w naszym kraju), podczas gdy nasze górnictwo jest wygaszane. Tak więc – zielony ład niejedno ma imię. Jak na razie sukcesem administracji 13 grudnia pozostaje właśnie ogłoszony „przełomowy interes”. Umowa z Google na 5 mln dolarów na 5 lat. Jak przeliczono – 50 gr na statystycznego obywatela na szkolenia z AI. Niemniej spora część społeczeństwa nie traci optymizmu. Przecież Donald Tusk obiecywał wprowadzenie euro w 2012 roku, a elektrownię atomową w 2020.

Fetysz dekarbonizacji

Niezależnie od rojeń brukselokratów, którzy podjęli się misji „ratowania planety”, węgiel pozostaje najlepszym i najbardziej ekonomicznym źródłem energii, a uwzględniwszy czyste technologie węglowe – także ekologicznym. Nic dziwnego, że światowe wydobycie tego surowca bije rekordy – w 2024 roku już 8,77 mld ton. Tylko w krajach UE węgiel uważa się za paliwo przeszłości. Wszędzie indziej – w Ameryce, Azji czy Afryce jest to podstawa energetyki i przemysłu. Tym bardziej, że sprawność energetyczne elektrowni węglowych wzrasta. W tej sytuacji gospodarka brukselska staje się coraz mniej konkurencyjna. Administracja 13 grudnia podąża tym śladem, tym żwawiej, że resort klimatu opanowali zieloni aktywiści.

Ambitne zamierzenia administracji „drugiego Tuska” przewidują, że w 2030 roku z odnawialnych źródeł będzie wytwarzanych 59% energii elektrycznej, a z węgla – 22%. Trzeba przyznać, że skala ambicji jest spora, skoro w 2023 roku z węgla pochodziło 60% energii. Wykonalność tych planów wymaga przyspieszenia „wygaszania” kopalni i elektrowni węglowych. Nikt nie mówi o społecznych konsekwencjach zamierzeń. Fachowcy z dziedziny górnictwa i energetyki przestrzegają, że ich realizacja spowoduje katastrofę krajowej gospodarki. Likwidacja energetyki węglowej wyprzedzi bowiem wejście energetyki jądrowej – dopiero po 2030 roku. Obawy są tym większe, że jednym z głównych celów polskiej prezydencji w UE jest właśnie realizacja zielonego szaleństwa, z wszystkimi jego konsekwencjami dla naszej gospodarki.

Ceny energii wytwarzanej z węgla to na giełdzie 400-450 zł za megawatogodzinę, podczas gdy z wiatraków – 1000 zł. Ceny energii w naszym kraju są najdroższe wśród krajów Unii. To konsekwencja absurdalnej walki z CO2 (podatek ETS) i zwycięstwa ideologii nad gospodarką. Tymczasem perspektywa likwidacji pojawiła się w kopalni ”Bogdanka”. Miała być restrukturyzowana w 2049 roku, ale kto by tam przestrzegał umów społecznych. Bezrobocie zagraża 7 tys. pracowników. Zorganizowali protest obywatelski, ogłosili głodówkę. Jak na razie bez zainteresowania administracji 13 grudnia. Kłopoty dotykają też Jastrzębską Spółkę Węglową, choć wydobywany przez nią węgiel koksowy jest surowcem strategicznym w UE (niezbędny do produkcji stali). Tak brukselskie rozporządzenia klimatyczne dewastują nasze górnictwo i energetykę. A w Niemczech buduje się elektrownie węglowe, także na węgiel brunatny.

Zwijanie przemysłu

Trudno wyobrazić sobie rozwój gospodarki bez stali, ale brukselokraci sprostali temu wyzwaniu. Zielone restrykcje powodują, że przemysł stalowy przenosi się do innych krajów, głównie azjatyckich. Przyczyna prosta. Koszty energii w krajach Unii są 2-3 razy wyższe, niż w Chinach, Indiach czy USA. Jedynie w Niemczech ostały się stalownie, bo rząd gwarantuje niską cenę energii. Dzięki fanatycznemu klimatyzmowi w naszym kraju działają już tylko dwa wielkie piece w Dąbrowie Górniczej. Huta Pokój w Rudzie Śląskiej popadła w zadłużenie. Okupacja związkowców biura poselskiego Urszuli Koszutskiej (PO) nie na wiele się zdała.

Mogłoby się wydawać, że w czasie wojny na naszym kontynencie produkcja sprzętu wojskowego powinna rozwijać się, a tymczasem słynna fabryka pojazdów wojskowych w Jelczu z trudem realizuje tegoroczne zadania. Na dodatek budowa nowej linii produkcyjnej nawet nie rozpoczęła się, chociaż dokumentacja potrzebna do pozyskania działki została przygotowana jeszcze przez rząd PiS. Działania wojenne zawsze sprzyjały rozwojowi przemysłu zbrojeniowego. Tylko za PO-rządów jest inaczej.

Brukselska polityka elektromobilności doprowadziła do kryzysu w przemyśle motoryzacyjnym. Nastąpił spadek popytu na tradycyjne samochody spalinowe, ale elektryki nie zdołały opanować rynku (wysoka cena). Kiedyś przemysł motoryzacyjny był wiodącą branżą w unijnej gospodarce. Tymczasem w 2024 roku trzeba było ograniczyć zatrudnienie o 54 tys. stanowisk. W tej sytuacji polscy wytwórcy części, kooperujący z niemieckimi fabrykami samochodów, nie mają optymistycznych perspektyw. Tym bardziej, że zielone ograniczanie sprzyja przenoszeniu firm poza Stary Kontynent.

Lobby owadowe

Brukselskie ambicje klimatyczne uderzają w rolnictwo. Redukcja emisji do 2040 roku powinna sięgnąć 90%, by w 2050 roku kraje unijne były neutralne klimatycznie. W tej sytuacji rolnictwo jest poważnie zagrożone, szczególnie hodowla. Niezależnie od tego zagraża mu napływ taniej żywności ukraińskiej oraz import z krajów Mercosur. Krajowe rolnictwo dołują też będące w rękach zagranicznych przetwórstwa rolno-spożywcze oraz sieci handlowe (niskie ceny). Dotychczas opłacalna była jeszcze uprawa buraka cukrowego, ale i to się kończy. Spółki cukrowe (głównie w obcych rękach) oferują niskie ceny skupu, co nie zapewnia opłacalności upraw.

Zielone szaleństwo dobija rolników. Z raportu „Polska wieś i rolnictwo 2024”, sporządzonego na zlecenie resortu rolnictwa, wynika, że ok. 25% rolników podejmuje dodatkowe prace, by się utrzymać, a 18% myśli o zaprzestaniu prowadzenia gospodarstwa. Natomiast największym problemem jest niska opłacalność produkcji rolnej (67,2% ankietowanych), trudności ze zbytem plonów (55,9%) oraz wysokie koszty energii i paliwa (47,7%). Nic dziwnego, że tylko 36,2% rolników przekaże gospodarstwo młodym, a 32,2% nie wie, kto będzie kontynuował produkcję. Jakby tego nie dość, brukselokraci odmówili polskim rolnikom pomocy za szkody z powodu klęsk żywiołowych.

Tymczasem rolników chcą wyręczyć (i dobrze zarobić) „kreatywne” firmy i korporacje zajmujące się produkcją larw insektów. To one mają być składnikiem ludzkiego pożywienia. TVP w likwidacji już je reklamuje. Na etykietach pojawiły się oznaczenia specyficznych składników: E1650 mąka świerszczowa oraz E1700 sproszkowane larwy mączniaka. Tak się właśnie realizuje cel Komisji Europejskiej wprowadzenia do jadłospisu w UE protein z innych źródeł, niż tradycyjne mięso.

Opłacalność

Drożyzna staje się jednym z osiągnięć administracji 13 grudnia (obok dziury budżetowej i reaktywacji mafii VAT). W grudniu najbardziej zdrożała chemia dla domu – 10,3%, produkty tłuszczowe – 8,8%, warzywa – 8,6%. A to przecież nie koniec. Z wyliczeń Biura Informacji Kredytowej wynika, że kredyty i pożyczki konsumenckie w 2024 roku powiększyły się o 40 mld zł, a suma kredytów i pożyczek przekroczyła 760 mld zł. Firmy pożyczkowe udzieliły pożyczek na sumę 21,7 mld zł (wzrost o 49%). Powróciły znane z poprzednich lat tzw. chwilówki (76% wszystkich pożyczek). Tak więc biednych nie ubywa, zaś bogatych coraz więcej. W 2023 roku przybyło 9% ludzi zamożnych, a bogatych i bardzo bogatych – 11%. Dochody roczne 120 tys. zł osiągało 2,5 mln ludzi, zarabiających 20-50 tys. zł miesięcznie – 545 tys., uzyskujących 50-83,3 tys. zł miesięcznie – 90,1 tys. a zarabiających ponad 83 tys. zł – mamy 73,5 tys.

Działalność gospodarcza też natrafia na trudności. W ubiegłym roku 5,5 tys. firm ogłosiło upadłość (najtrudniej budowlańcom i transportowcom). Stało się oczywiste, że administracja 13 grudnia nie potrafi racjonalnie gospodarować. 62% dużych przedsiębiorstw oraz 57% średnich i małych firm wskazuje na niekompetentne działania PO-rządu, wpływające negatywnie na ich sytuację. Brakuje koordynacji polityki gospodarczej, mimo obficie rozbudowanego gabinetu ministerialnego. W tej sytuacji premier „wyskoczył” z deregulacją, jakby nie było innych problemów. Ma ją przeprowadzić właściciel firmy konkurującej z Pocztą Polską.

Czy deregulacja ma służyć bogatym i kapitałowi zagranicznemu – bo małe i średnie firmy są pomijane. Czas pokaże. A obywatele-podatnicy zapewne dojdą do refleksji, czy jest sens utrzymywać taki rząd.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *