Taka zapowiedź pojawiła się w wywiadzie, jakiego 8 stycznia 2025 roku dla „Financial Times” udzielił wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Duszczyk.
Poza Polską mieszkają miliony naszych rodaków. Jest wśród nich grupa szczególna: to potomkowie zesłańców na Wschodzie. Ich liczbę określa się na około 50 tysięcy, w tym ¾ przebywa w Kazachstanie, a znaczna społeczność o polskich korzeniach także w Rosji. O potrzebie sprowadzenia ich do Kraju i moralnym długu mówi się w Polsce od lat. W roku 2000 przyjęto ustawę, która miała ułatwić działania ten dług spłacające. Dla przypomnienia, słowa preambuły do tej ustawy:
W poczuciu głębokiej więzi z Polakami – potomkami dawnej Rzeczypospolitej, ofiarami komunistycznego terroru, przemocą zmuszonymi do opuszczenia ziemi przodków, osiedlonymi wbrew własnej woli na najtrudniejszych do zamieszkania obszarach byłego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich; pozbawionymi możliwości powrotu do Polski, prześladowanymi z powodu swojego pochodzenia oraz przywiązania do wiary, tradycji i umiłowania wolności, skazanymi na pracę w nieludzkich warunkach, głód, choroby i częstokroć na fizyczne wyniszczenie; którzy, mimo wszelkich przeciwności, nigdy nie wyrzekli się Polski, jej tradycji i kultury, a miłość i przywiązanie do Ojczyzny przekazali swoim potomkom – pragnąc zadośćuczynić za doznawane przez zesłańców krzywdy, uznając, że powinnością Państwa Polskiego jest umożliwienie repatriacji rodakom, którzy pozostali na Wschodzie, postanawia się, co następuje…
Pięknie, prawda? A jaka jest rzeczywistość? Według ustaleń Najwyższej Izby Kontroli, w ramach tego programu w Polsce osiedlają się średnio rocznie 684 osoby. Z tych 50 tysięcy uprawnionych do powrotu blisko 15 tysięcy deklaruje taką wolę. Oznacza to, że w dotychczasowym tempie proces ten tylko dla tych 15 tysięcy osób, zająłby 22 lata! Dla przykładu, w latach 90. nasi zachodni sąsiedzi sprowadzili z Kazachstanu wszystkich swoich rodaków w liczbie 700 tysięcy i zrobili to w ciągu zaledwie pięciu lat. A my nie jesteśmy w stanie wobec wielokrotnie mniejszej liczby oczekujących zrealizować tego zadania w ciągu 35 lat od odzyskania niepodległości. Zresztą, po co szukać porównań z Niemcami? Przecież w ostatnich trzech latach wpuściliśmy do kraju bez żadnych wymagań i procedur miliony Ukraińców.
Dla obecnego rządu ponoć najważniejsze są względy bezpieczeństwa. Tak to uzasadnia wiceminister Duszczyk: „Nie możemy dopuścić do sytuacji, gdy mamy rosyjskiego obywatela, który ma polską babcię, ale nie wiemy, czy nie jest częścią rosyjskiego KGB”. Duszczyk odkrywczo zauważył także, że wiele z tych osób „nie mówi po polsku i urodziło się długo po deportacji ich przodków. Zaznaczył, że w przypadku czwartego pokolenia związki z Polską nie są tak silne, jak w przypadku pierwszego pokolenia.” Jeszcze bardziej kuriozalne jest przekonanie pana Duszczyka, że „Warszawa spełniła swoje moralne zobowiązania względem pokoleń zesłańców”.
Sięgnijmy zatem po wspomnienia zesłańca: Wiesław Adamczyk, Kiedy Bóg odwrócił wzrok, Poznań 2010.
Druga zima, jaką przyszło nam spędzić na sowieckiej ziemi, była zdecydowanie trudniejsza od pierwszej. Przenikliwe zimno, śnieżne zawieje i burze śniegowe obezwładniały ludzi i zwierzęta. Brak jedzenia pozbawiał nas resztek energii, potrzebnej do wykonywania zwykłych codziennych obowiązków. Dziąsła nam krwawiły po wielu miesiącach głodowej diety, dostaliśmy czyraków, ropni i zapalenia skóry, mieliśmy wzdęte żołądki, ropiały nam oczy i uszy. (…)
Słońce stało już nisko, blask jego złotych promieni oślepiał, odbijając się od przeraźliwej białej powierzchni śniegu. Ziemia leżała uśpiona, jedynymi oznakami życia były cieniutkie pasemka dymu unoszącego się z kominów i wierzchołki drzew ledwo widoczne w oddali. Gdzieś za horyzontem musi być życie, pomyślałem, lepsze życie niż nasze w tym sowieckim piekle.