Zmarły w wieku 100 lat prezydent Jimmy Carter był przyzwoitym i dobrym człowiekiem. Biały Dom nie rozbrzmiewał skandalami, na prezydenturze się nie dorobił. Będąc patriotą starał się dobrze rządzić i kochał kraj. Ale prezydentem (1977-1981) był przeciętnym, a nawet słabym.
Za jego kadencji kraj przeżywał ogromne trudności gospodarcze: wysokie bezrobocie, stagflacja i kryzys energetyczny. Pomógł w upadku szacha w Iranie, co pozbawiło USA wpływów w tym kraju. Doszło do zajęcia ambasady amerykańskiej w Teheranie i przetrzymywania zakładników. Zawarł upokarzający układ rozbrojeniowy z ZSRR, po którym przyszedł atak sowietów na Afganistan. Pozbył się kontroli USA nad Kanałem Panamskim. Jedyny sukces dyplomatyczny to porozumienie pokojowe Izraela z Egiptem. Nie był to silny i skuteczny lider. Ameryka pożegnała go jednak z godnością.
Spadek demokratów
Partia Demokratyczna forsowała radykalnie lewicowe idee, oparte o ideologię „woke”, DEI (różnorodność, równość, integracja) i „kulturę odrzucenia”. Jakie są tego skutki? Badania pokazały, że w wyborach prezydenckich w 2024 roku 35% wyborców identyfikowało się jako republikanie, 34% jako niezależni, a 31% jako demokraci. Oprócz dobrego wyniku wyborców niezależnych, ważne jest to, że demokraci spadli na trzecie miejsce pod względem identyfikacji partyjnej.
„Po raz pierwszy od ery Watergate niezależni prześcignęli jedną z głównych partii politycznych, zajmując drugie miejsce pod względem identyfikacji partyjnej – pisze republikański analityk David Winston. – W tych wyborach prezydenckich odsetek elektoratu, który zidentyfikował się jako demokraci, znalazł się za niezależnymi. Oznacza to, że w tych wyborach demokraci są de facto bardziej partią trzecią niż dominującą partią w elektoracie”.
W sumie dobrze się stało.
Powiew wolności
Mika Brzezinski i Joe Scarborough postanowili się przełamać. Małżeństwo dziennikarzy, słynące z najobrzydliwszych ataków na Donalda Trumpa, udało się na Florydę, aby porozmawiać z prezydentem-elektem.
Na stadionach futbolu amerykańskiego zawodnicy, po udanym zagraniu, odtwarzają – znany z telewizji – „taniec Trumpa”. Władze ligi powiedziały, że nie widzą w tym nic złego. Piłkarz Christian Pulisic, po bramce strzelonej Jamajce, także wykonał słynny taniec.
Joe Rogan, najpopularniejszy podcaster, mówił, że celebryci z Hollywood nie chcieli przyznawać się do popierania Trumpa.
Jeden z sondaży przed wyborami pokazywał, że aż 40% Amerykanów bało się ujawniać sympatie polityczne.
Tak to lewica zastraszyła obywateli kraju, w którym wolność jest świętością. Czasy się zmieniły i dobrze.
„Faszysta” w Białym Domu
Prezydent Joe Biden, goszcząc w Białym Domu prezydenta-elekta Donalda Trumpa, wyglądał na zadowolonego. „New York Post” napisał, że „omawiali plany pokojowego przekazania władzy, gdy Trump złoży przysięgę po raz drugi 20 stycznia. Biden, 81 lat, szeroko się uśmiechnął, mówiąc Trumpowi „witamy z powrotem” po pogratulowaniu republikaninowi zwycięstwa w wyborach, dodając, że „nie może się doczekać płynnego przekazania władzy” i obiecując, że Trump będzie miał zapewnione wszystko, czego potrzebuje”. Biden przez cztery lata nazywał Trumpa „egzystencjalnym zagrożeniem dla naszej demokracji” i głupkiem. Wrzucał go także do jednego worka z Hitlerem i Mussolinim.
Trump już ma zapewnione wszystko: osobistą satysfakcję i zaufanie wyborców. Czas na konkrety.
Kalifornijskie szaleństwo
Kalifornia słynie z progresywnego, czyli po prostu radykalnie lewicowego prawa. Prokurator stanu Ron Bonta zapowiedział, że sprzedawcom detalicznym grozi kara, jeśli nie zastosują się do nowego prawa. Wymaga ono, aby domy towarowe miały „neutralne pod względem płci” sekcje z produktami dla dzieci, w tym z zabawkami. Jego biuro wydało takie oświadczenie: „Czy Twój dom towarowy ma neutralną pod względem płci sekcję dla dzieci? Od 1 stycznia 2025 roku duże domy towarowe, które sprzedają artykuły do pielęgnacji dzieci lub zabawki, muszą utrzymywać neutralną pod względem płci sekcję dla tych artykułów”. Za pierwsze wykroczenie będzie grzywna 250 dol., za kolejne 500. Ludzie o zdrowych zmysłach już dawno zaczęli opuszczać ten stan. Ci, którzy zostali, mogą składać donosy jak w komunizmie.
Wspaniała pierwsza dama
Melania Trump nie była ulubienicą main-streamowych mediów. Wymyślano przeróżne zarzuty: że nie zna dobrze języka angielskiego, że nie potrafi zadbać o syna Barrona, że przymyka oko na dawne romanse męża, że nie zajmuje się działalnością charytatywną i że w ogóle nie nadaje się do bycia pierwszą damą. Nie była to prawda, bo po angielsku mówi swobodnie a sprawami społecznymi zajmowała się aktywnie.
Ani razu odkąd stała się mieszkanką Białego Domu nie zagościła na okładce jakiegoś popularnego magazynu. Dziwne, jak na byłą modelkę światowej klasy. Pojawiały się na okładkach Hillary Clinton, Michelle Obama, a tuż przed lipcową debatą telewizyjną męża 73-letnia Jill Biden. Melanię obrażano i poniżano przez lata. Nie zasłużyła na to, bo była i będzie znakomitą i piękną pierwszą damą.