W przeddzień wejścia na ekrany kin filmu pt. „Piep*zyć Mickiewicza” zobaczyłam na ogromnym telebimie, znajdującym się przed wejściem do Złotych Tarasów w Warszawie, zapowiedź / zwiastun tej produkcji. Zbulwersowana tytułem i przekonana, że powstał kolejny obraz, który ma na celu szarganie naszych narodowych świętości i dorobku wielkich polskich wieszczów, dołączyłam do tłumu kierującego się na Protest Wolnych Polaków.
Kilka dni później, kiedy syn planował wyjście z kolegami do kina i oglądał wybrane trailery, przeczytałam krótki opis filmu pt. „Piep*zyć Mickiewicza.” na stronie kina. Niemałe było zaskoczenie. Ten krótki opis wystarczył, żeby rozwiać moje podejrzenia. Przyszedł mi na myśl inny, dobrze znany i świetny film, amerykański dramat z 1989 roku, pt. „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”. Ale wracając do „Piep*zyć M.”, ile w nim (z) Mickiewicza? Bardzo niewiele, żeby nie powiedzieć nic.
Poznajemy uczniów klasy II B z warszawskiego liceum im. Stanisława Barei (!) – zbuntowaną i zblazowaną młodzież, która przeklina, wypisuje wulgaryzmy w toalecie, bije się, pije i ćpa, śpiewa rap i handluje narkotykami. Doprowadza nauczycieli do białej gorączki. Jedna pani profesor przechodzi załamanie nerwowe, tak że zabiera ją pogotowie ratunkowe, w związku z czym nikt z grona pedagogicznego nie chce podjąć się wychowawstwa w tej klasie.
Nagle pojawia się w drzwiach pokoju nauczycielskiego nowy polonista – Jan Sienkiewicz (w tej roli Dawid Ogrodnik) – ubrany w czarną skórzaną kurtkę, z rozwichrzonymi włosami i przydługawą grzywką, w czarnych lenonkach na nosie. Ten dość młody, niedoszły pisarz i wykładowca, mający mnóstwo niekonwencjonalnych pomysłów, entuzjazm i determinację, chce „dotrzeć” do zbuntowanych uczniów i wykrzesać z każdego jakieś dobro. Rzuca wyzwanie tej trudnej, niemal skazanej na wykluczenie młodzieży.
Z grupy młodych zbuntowanych na wyróżnienie zasługuje Dante (świetna rola debiutującego na dużym ekranie studenta Akademii Teatralnej w Warszawie Hugo Tarresa), chłopak poraniony, który z dzieciństwa pamięta głównie zapijaczonego ojca, i który pod agresywną nonszalancją skrywa swoją wrażliwość, oczytanie i talent literacki. Drugą postacią zasługująca na uwagę jest intrygująca Nel (w którą znakomicie wcieliła się Wiktoria Koprowska), dziewczyna, która ma za sobą doświadczenie samookaleczenia i odwyk, jednak wraca do szkoły, odnajduje sens, jednocześnie pomagając chłopakowi go odnaleźć.
W filmie „Piep*zyć Mickiewicza” nie brakuje scen przezabawnych i zwariowanych, wzruszających i romantycznych, ale też brutalnych i kryminalnych. Wszystkie świetnie się przeplatają i składają na film po mistrzowsku wyreżyserowany przez Sarę Bustamante-Drozdek. Doskonałe są zdjęcia Wojciecha Oleksiejuka. Całość nakręcona jest w charakterze mocno teledyskowym, z żywymi kolorami i świetnymi ujęciami panoramy miasta. Kamera niemalże cały czas jest w ruchu, co pasuje do fabuły i charakteru filmu.
Na koniec warto zwrócić uwagę na pojawiające się w filmie pojedyncze, ale istotne i wyraźne odniesienia do religii i tradycji chrześcijańskiej. I tak, w wypracowaniu napisanym przez jednego z buntowników słyszymy fragmenty pięknego „Hymnu o miłości” św. Pawła z Listu do Koryntian. Na moment przenosimy się do domu dziecka prowadzonego przez siostry zakonne i jesteśmy świadkami krótkiej rozmowy jednej z sióstr z głównym bohaterem. Kiedy patrzymy na scenę w aucie, w tle wyraźnie widoczna jest kapliczka, przy której miało dojść do umówionego spotkania.
A zatem tytuły mogą być mylące, żeby nie powiedzieć prowokujące. „Piep*zyć Mickiewicza” to film, który warto obejrzeć. Polecam nie tylko młodym (którzy ukończyli już 15 lat) i zbuntowanym. Także rodzice i wychowawcy sporo mogą z niego wynieść.