Józef Piłsudski mówił, że naszym przekleństwem jest to… żeśmy się podzielili na kilka rodzajów Polaków, że mówimy jednym, polskim językiem, a inaczej nawet słowa polskie rozumiemy, żeśmy wychowali wśród siebie Polaków różnych gatunków, Polaków z trudnością porozumiewających się ze sobą.
Boję się, że dziś teza twórcy naszej niepodległości byłaby jeszcze bardziej prawdziwa. Gdyby ją przeanalizować nieco, to ów podział nie dokonał się li tylko przez nas samych. Zdruzgotany jedną okupacją naród, popadł po wojnie w okupację drugą. Okupant był ewidentny. Nie tylko zaanektował nam połowę kraju, zablokował pomoc dla Powstania Warszawskiego, wycinał w obławach tysiące młodych patriotów, ale miał też wyraźny cel: skundlić i podzielić Polaków.
W tym wykorzystał wielkie doświadczenia poczynione we własnym, totalitarnym państwie. Kontynuował dzieło agresora niemieckiego – wycięcie elity. Uniemożliwienie funkcjonowania jej ukrywających się i maskujących niedobitków. Zastąpienie swoistą,,protezą” skleconą w pośpiechu przez przywiezionych politruków polskiego, a częściej nie polskiego, pochodzenia. Stworzenie także na miejscu kolaborantów systemu. Ich niedobór uzupełniono ludźmi, którzy z naturalnych przyczyn takich jak bieda, czy chęć wykształcenia byli spragnieni awansu społecznego. „Proteza” z pewnym oporem wrosła w każdą dziedzinę życia społecznego.
W dziedzinie kultury widać to było wyraźnie. Pompowano autorytety twórców dających się obłaskawić lub mających komunistyczne przekonania. Służyły temu milionowe nakłady książek, zakłamane filmy, wprowadzenie wybranych autorów do podręczników szkolnych. Wyłączne. W tym samym czasie pisarzom o innych poglądach blokowano kontakt ze społeczeństwem. Ośmieszano ich, łączono z ciemnogrodem i faszyzmem, doprowadzano do obłędu, by przed tym jeszcze zamknąć ich w szpitalach psychiatrycznych. Nie mogli istnieć. Ich nazwiska zapomniano. Brylowali na salonach ci nowi i to już na kilka następnych dziesięcioleci.
…a inaczej nawet słowa polskie rozumiemy…
To się stało i to się dzieje w dalszym ciągu. Wtedy „faszysta, bandyta, zapluty karzeł reakcji” – to był ów wyklęty AK-owiec, jakże często dozgonny patriota. Za to oni, nowocześni i postępowi, zbawiali nas i świat. Mają swoich genetycznych i moralnych następców hodowanych przez trzy pokolenia, owijających się w biało-czerwone, maskujące flagi miłośników „tego kraju” i demokracji. To ostatnie słowo wyświechtało się najbardziej i jest wytrychem otwierającym każdą pozorowaną debatę. Teraz znowu przeszkadza „ciemnogród”, nowi „faszyści”, sekty takie jak „smoleńska”, rzesze homofobów i dzieciorobów z marginesu. To my. Nieśmiało wycofani. Postępacy mają natomiast samoświadomość własnej wartości i pychy.
Niestety ostatnie lata nie osłabiły medialnej dominacji tej strony. Błędy polityki kulturalnej były ewidentne. Uczynienie z telewizji publicznej jedynej liczącej się przeciwwagi dla mediów zasilanych zewnętrznie, zbudowanych na kadrach postkomunistycznych, stworzyło jej obraz jako tuby propagandowej, wspomaganej rozrywką wcale nie tanią, choć trywialną. Taka kultura masowa zawsze powoduje erozję wartości. Zenek wdrapał się na piedestał za wiele ministerialnych milionów złotych, podczas gdy,,Legiony” powstały głównie z prywatnych składek. Szczytem zaś rozrzutności resortu kultury stało się wyprodukowanie za ponad 20 milionów antypolskiego, pseudo-historycznego filmu pt. KOS. Zyskał on aplauz części krytyki i nagrodę na festiwalu w Gdyni. Było nawet za co, bo zarówno efektowne zdjęcia jak i po części obsada aktorska, miały swój walor. Oglądamy nieomal plagiat Quentina Tarantino wzorowany na znakomitym filmie „Django”. Jest więc czarnoskóry bohater, plantacje, na których właściciele niewolników wyciskają z jemu podobnych ostatnią krew. Niewolnicy, to polscy chłopi batożeni jak więźniowie koncentracyjnych obozów przez rozpasaną i okrutną szlachtę. Jakim cudem mogą oni za chwilę stanąć po stronie Naczelnika przeciwko rosyjskim generałom? Nie ma w filmie jednego pozytywnego szlachcica. Nie idealizuję feudalnych nierówności, które nie były szczególnie polskim wynalazkiem. Natomiast u nas to nie szlachta, ale magnateria była główną przyczyną upadku państwa.
Jest zatem wymyślona intryga. Oto jakby przed ewentualną insurekcją pojawia się niejaki Kos – Jacek Braciak. Serialowy aktor, rozpoznawalny najbardziej w antykatolickim filmie,,Kler” Nie ma charyzmy. Pęta się bez sensu i asystuje wyrazistej, czarnoskórej postaci. Jest właściwie zaprzeczeniem Tadeusza Kościuszki, naszego narodowego i przecież także globalnego bohatera. Gdyby zobaczyli go Aborygeni, na pewno zaprotestowaliby przeciw nazwaniu jego imieniem najwyższego australijskiego szczytu. Nie tylko pogodzili się z tą nazwą, ale przecież liczną delegacją odwiedzili niedawno „Panoramę Racławicką” we Wrocławiu, przywiedzeni tu przez Ernestynę Skurjat-Kozek z Sydney. Jej fabularyzowany dokument o Kościuszce emitowany w telewizji TRWAM, to prawdziwe arcydzieło, nieporównywalne z niczym. Miałem też osobistą radość, gdy przybysze z antypodów słuchali mojego kościuszkowskiego songu.
Bitwa już chyba kilka wieków trwa
Hej adiutancie rozkaz wodza ślij!
Końskie kopyta przeorały piach
Wiwat Kościuszko! Bij moskala, bij!
Oto Naczelnik. Sam prowadzi szturm
Ostro spiął konia, wskazał cel na wprost
W białej sukmanie wzbił się ponad tłum
Za nim błysnęło w słońcu tysiąc kos…
Ruskich baterii raz po raz grzmi grzmot
Nim kanonierzy jaszcz odciągną w tył
Już jedną z armat zdobył polski chłop
Lont czapką nakrył, kosę w ziemię wbił…
Panorama, panorama
Naszych dziejów krą
Jeszcze bitwa nie wygrana
Nie opuszczaj rąk!
Link do nagrania: https://youtu.be/Ec-XXXX4srw