UNIJNE WYBORY RAZY TRZY

Unia Europejska ma przed sobą wybory władz: w czerwcu do Parlamentu Europejskiego, a w lipcu nowego kierownictwa Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej (dopiero potem ukonstytuują się władze PE). Spodziewam się znaczącego wzrostu liczby przedstawicieli formacji eurorealistycznych i eurosceptycznych oraz spadek miejsc w europarlamencie dla Europejskiej Partii Ludowej, liberałów i Zielonych przy – być może – zachowaniu podobnej liczby mandatów co obecnie przez socjalistów.

Czy zwiększenie wpływów zwolenników Europy Ojczyzn może zmienić układ sił w europarlamencie? Układ, który jest mniej więcej taki sam od pierwszych bezpośrednich wyborów w 1979 roku? Za wcześnie to prorokować. Podobnie, jak to, czy jest możliwe zjednoczenie prawicy w Parlamencie Europejskim – dotąd podzielonej na dwie frakcje i przez to dużo mniej skutecznej (obecnie grupy skupiające prawicę, są piątą i szóstą siłą w PE, a gdyby już teraz się połączyły to stworzyłyby frakcję nr 2 – za ludowcami, ale przed socjalistami).

O ile można mieć jakąś nadzieję – pytanie, jak dużą? – na „odwojowanie” europarlamentu z rąk lewicowo – liberalnego establishmentu (choć nie jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz), o tyle trudno się spodziewać czegoś dobrego po wyborach na szefa Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej . Odbędą się one pięć tygodni po wyborach do europarlamentu – choć poprzedzą wybory szefa PE i jego prezydium (oraz tak zwanych kwestorów, którzy zajmują się sprawami europosłów, uczestniczą w posiedzeniach prezydium PE, ale nie mają tam możliwości głosowania).

Oczywiście można postawić tezę – i łatwo ją będzie obronić – że niemal każdy po niemieckiej przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli Gertrudy von der Leyen będzie lepszy. Jednak niewielka to pociecha.

Przeforsowany natomiast przez premiera Mateusza Morawieckiego – zamiast aspirującego do stanowiska szefa Rady Europejskiej (po porażce w walce o szefa Komisji) holenderskiego socjalisty Fransa Timmermansa – belgijski (frankofoński, jest Walonem) ekspremier Charles Michel okazał się lepszy niż się można było spodziewać. Na przykład wchodził Rosji „w szkodę” na Południowym Kaukazie i Azji Środkowej. A także – co naprawdę przyjemnie było oglądać – wykłócał się niemal o wszystko z Niemką, szefową Komisji Europejskiej.

Kim będą ich następcy? Oto jest pytanie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *