Część naukowców od początku zaprzeczała podstawowym założeniom teorii o wpływie człowieka na klimat w wymiarze globalnym.
Podawano choćby taki przykład, jak na skutek ocieplenia klimatu około 10 tysięcy lat temu ustąpiło z Polski ostatnie zlodowacenie. Owszem, żyli już w tym czasie ludzie, ale wcale nie korzystali z paliw kopalnych i temu podobnych rygorów, jakie obecnie stosuje się w ramach tak zwanej polityki klimatycznej. Zawdzięcza ona swoje powodzenie politykom, którzy wszystko wiedzą lepiej, a jeżeli rzeczywistość i logika przeczą temu, to tym gorzej dla nich. Propagandowy charakter wszelkich imprez z tym związanych polega na naradach, kongresach i sympozjach, na których politycy ściśle kontrolują wszelkiego rodzaju naukowych urzędników, zobowiązanych do potwierdzania wcześniej ustalonych tez. Kluczowe media elektroniczne na całym świecie podlegają tym samym rygorom i ustaleniom przekonując ludzi mało zorientowanych w tym temacie, do tego, co głoszą owi politycy. Ulubioną formą ich przekazu jest międzynarodówka, która dawniej była socjalistyczna, komunistyczna, a teraz stała się ekologiczna. Wszelkie oprotestowywanie ich ustaleń jest nawet dozwolone, pod warunkiem, że ma ono znaczenie marginalne i może być ignorowane. Jednak wszystko jest do pewnego czasu. Jak mówi przysłowie nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.
Oto, w kraju będącym liderem tejże polityki klimatycznej, jakim są Stany Zjednoczone, w stołecznym dzienniku „Washington Times” ukazał się tekst naukowca zajmującego się fizyką gazów (Carbon dioxide does not cause climate change – 12.07.2023), który udostępniony został w wielu innych mediach tego kraju. Fizykiem tym jest James T. Moodey, który na podstawie elementarnych praw zachowania energii udowadnia, że żaden gaz nie może ocieplać klimatu, jeżeli nie dostanie energii z zewnątrz. Tym bardziej dwutlenek węgla nie powoduje żadnych zmian klimatycznych. Udowadnia on, że rzecz ma się całkiem odwrotnie. To gazy tworzące atmosferę chronią życie na ziemi, wchłaniając zabójcze promieniowanie naszej najbliższej gwiazdy, jaką jest Słońce. Z sarkazmem naukowiec ten pisze, że temperatura jest wskaźnikiem prędkości, z jaką poruszają się atomy i cząsteczki. Środowisko akademickie zapomniało lub pominęło tę pierwszą zasadę fizyki gazów, prawdopodobnie w pogoni za 22 miliardami dolarów rocznie przeznaczonymi na badania nad globalnym ociepleniem. I tu jest ów pies pogrzebany. Po prostu nauka o klimacie została w ten sposób skorumpowana.
Niezwykłą zaletą omawianego tekstu jest prostota argumentacji, którą zrozumieć może każdy, kto posiada przynajmniej podstawowe wykształcenie. Wspomniany fizyk, dla uzasadnienia swoich tez pisze, czym jest w ogóle nauka, na podstawie rozważań o dwutlenku węgla, który zielone lobby błędnie uznało bez dowodu za przyczynę ocieplenia. Prawdziwa nauka wymaga dowodów empirycznych i naukowych. Na przykład empirycznym dowodem na to, że słoń waży więcej niż mysz, jest obserwacja. Dowodem naukowym jest umieszczenie obu na wadze i zważenie ich. Naukowcy zajmujący się atmosferą są zgodni co do tego, że w latach 1950–1985 nasza atmosfera nieznacznie się ochłodziła. To samo działo się w latach 1997–2015. W obu okresach poziom dwutlenku węgla dramatycznie wzrósł.
To empiryczny dowód na to, że dwutlenek węgla nie powoduje ocieplenia. To 55 lat dowodu. To słoń w pokoju polityki klimatycznej!