Michał Dworczyk

Poseł na Sejm RP, kandydat PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego z okręgu nr 12 obejmującego województwa dolnośląskie i opolskie – w rozmowie z Martą Morawiecką

Panie Ministrze, będąc szefem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego dbał Pan o sprawne działanie urzędu Premiera. Pracował Pan także w MON a wcześniej w latach 2008-2010 był Doradcą Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego ds. Polonii, zajmując się Polakami na byłych Kresach oraz wspieraniem środowisk polskich na Wschodzie. Co sprawiło, że chce Pan porzucić politykę krajową i zająć się polskimi sprawami z perspektywy europejskiej?

Stwierdzenie o porzuceniu polityki krajowej jest tyleż zrozumiałe, co w moim przekonaniu nieco nieadekwatne. Polska polityka nierozerwalnie łączy się z decyzjami, które zapadają na co dzień w Brukseli. Niedawno mieliśmy tego bardzo wyrazisty przykład, gdy Parlament Europejski zagłosował za paktem migracyjnym. W ten sposób widmo przymusowej relokacji migrantów zawisło nad Polską. Mam przekonanie, że Polska dziś potrzebuje silnego głosu w PE, polityków gotowych zaciekle walczyć o nasze interesy. Chcę walczyć o polskie sprawy w europarlamencie, stawiać twarde weto przymusowi relokacji, pomysłom negującym zasadę jednomyślności w UE, czy szkodliwym zasadom Zielonego Ładu. Chcę dbać o to, by Polska armia mogła się rozwijać dzięki uczciwie dystrybuowanym unijnym środkom. Parlament Europejski i cała Unia Europejska to dziś kluczowe forum dyskusji politycznych i ośrodki decyzyjne, które mają wpływ na Polskę. Im więcej tam propolskiego rozsądnego głosu, tym lepiej dla Polaków. W Brukseli zamierzam się także skupić na pracy nad zwiększeniem puli środków europejskich dla regionu. Dolny Śląsk i Opolszczyzna stanowią serce polskiej przedsiębiorczości, a przy tym są to obszary o różnorodnym pułapie rozwoju ekonomicznego. Będę zabiegał o pieniądze na inwestycje w swoim regionie wszelkimi możliwymi sposobami.

Jak ocenia Pan znaczenie Polski w Unii Europejskiej oraz czy w Pana przekonaniu głos polski w Brukseli jest wystarczająco słyszany?

W Brukseli musi być słyszany głos polskich europarlamentarzystów, którym na sercu leżą interesy ojczyzny i jej rodaków. Którzy nie są bierni i nie podążają lekkomyślnie za pomysłami zachodnich neoliberalnych elit politycznych. Niestety, jak wiemy, wielu polskich europosłów prezentuje postawę daleką od obrony polskiej racji stanu. Najnowszy przykład to wspomniany pakt migracyjny. Jestem przekonany, że dziś musimy zrobić wszystko, by polski głos był jak najgłośniejszy w kolejnej kadencji. Polski i nie tylko, przede wszystkim głos rozsądku, który zahamowałby tendencje federacyjne, absurdalne ideologiczne dysputy, czy chroniłby Europę przed bierną postawą wobec Rosji. Takiego głosu potrzebuje Europa i Polska. I wierzę, że na takich ludzi, gwarantujących taką politykę, zagłosują Polacy 9 czerwca.

W jakim stopniu objęcie władzy w Polsce przez Koalicję 13 grudnia wpłynęło na podmiotowość polskiej polityki zagranicznej?

Bardzo niepokojącym sygnałem dotyczącym postawy obecnego rządu wobec Unii Europejskiej było niedawne expose szefa MSZ, Radosława Sikorskiego. Z jego słów wypowiedzianych w Sejmie przebijało wsparcie dla koncepcji federacyjnych w UE. To bardzo niebezpieczna droga, która mogłaby znacząco ograniczyć podmiotowość naszego kraju, a także innych państw Europy Środkowo-Wschodniej we wspólnocie europejskiej. Tym tendencjom należy się bardzo mocno przeciwstawiać. Nie może być tak, że Europa to de facto dyktat Niemiec i Francji wobec pozostałych. To sprzeczne z zasadą Europy Ojczyzn, czyli korzeniami UE.

Które zmiany forsowane obecnie w traktatach europejskich oraz praktyce establishmentu Brukseli ocenia Pan krytycznie? Jak bardzo odbiegają one od warunków, na jakich państwo polskie przystępowało do Unii Europejskiej?

Ponownie należy tu podkreślić szkodliwe koncepcje centralizacyjne jako największe zagrożenie dla Polski w Europie i samej Europy. Moje hasło wyborcze jest jasne: „Silna Polska. Bezpieczna Europa”. Podobnie jak wielu Polaków chcę Unii Europejskiej, która byłaby wierna swoim korzeniom, czyli była wspólnotą wolnych niezależnych państw. A nie federacją, w której władzę sprawują silniejsi, jak Francja czy Niemcy. W PiS prezentujemy zdroworozsądkowe spojrzenie na funkcjonowanie UE – nikt nie ma wątpliwości, że dwadzieścia lat w Unii przyniosło Polsce olbrzymi rozwój, jesteśmy i będziemy częścią Unii. Ale jednocześnie nie wyobrażamy sobie scenariusza, w którym Polska staje się niejako wasalem silniejszych. Na pewno nie takie były warunki, na których przestępowaliśmy do europejskiej wspólnoty dwie dekady temu.

Co uważa Pan za najważniejsze swoje zadanie w PE, gdyby polscy wyborcy obdarzyli Pana zaufaniem i wybrali europosłem?

Mówiąc ogólnie, chcę walczyć o sprawy Polski, o to by budowany był potencjał naszego kraju, a przy tym by respektowana była jego podmiotowość. Ale jeśli mówimy o konkretnych celach, wskazałbym dwie naczelne kwestie. Po pierwsze, chcę się przeciwstawiać szkodliwym zmianom traktatów unijnych, szkodliwym tak dla Polski jak i całej Europy. Druga sprawa to kwestie obronności. UE od niedawna zajmuje się tematami bezpieczeństwa, które dotąd były zarezerwowane głównie dla NATO. Dziś w delegacji Zjednoczonej Prawicy do PE nie ma osób, które zajmowałyby się takimi sprawami. A mamy w tym względzie kilka ważnych spraw, jak kwestia nowego funduszu na rozbudowę przedsiębiorstw zbrojeniowych. W Parlamencie Europejskim trzeba mocno lobbować za tym, by Polska otrzymywała środki na te cele. A przecież dotąd nie popisaliśmy się, bo z niedawnego funduszu, w którym do rozdysponowania było sto milionów, otrzymaliśmy ledwie 2,5 proc. Teraz do rozdysponowania będzie sto miliardów euro. Musimy budować własny przemysł zbrojeniowy i jego siłę, a walka o środki unijne to bardzo ważny element realizacji tego celu. I o to będę walczył w PE.

Jako szczęśliwy mąż i ojciec czwórki dzieci, jakie wartości chce Pan promować na forum Parlamentu Europejskiego?

Zgodnie z moim hasłem wyborczym, którym jest „Silna Polska w bezpiecznej Europie”, zamierzam działać w Parlamencie Europejskim na rzecz budowy podmiotowości Polski, przede wszystkim w obszarze bezpieczeństwa czy inwestycji lokalnych. Ale jestem też świadomy, że rozwój Europy może się dokonywać tylko na solidnym fundamencie wartości konserwatywnych. Żeby przetrwać, a następnie się rozwijać, Europa musi wrócić do swoich korzeni. A jak doskonale wiemy są to m.in. wartości chrześcijańskie, na których powstała tzw. „Europa ojczyzn”. Wartości chrześcijańskie to fundament i azymut, do którego powinna odnosić się Unia Europejska. Oczywiście jak doskonale widzimy, środowiska liberalno-lewicowe prowadzą wspólnotę europejską w zupełnie inną stronę. Niestety przez taką politykę mamy dziś do czynienia z wieloma problemami. UE potrzebuje silnego kręgosłupa. Dziś to jedyny słuszny kierunek dla Starego Kontynentu. Musimy walczyć o naszą tożsamość i suwerenność wszelkimi możliwymi sposobami. Nie będzie zgody posłów Prawa i Sprawiedliwości na postępującą federalizację UE. Dlatego tak ważne są dziś głosy na formacje centroprawicowe, bo tylko dzięki temu możemy uzyskać realny polityczny wpływ na zahamowanie niezwykle niebezpiecznego trendu, w którym to wąskie grono państw decyduje o przyszłości Europy, tak w kwestiach politycznych, gospodarczych jak i moralnych. Dlatego zachęcam gorąco do oddawania swoich głosów na naszą biało-czerwoną drużynę.

Czy dostrzega Pan szansę na odwrócenie tych niekorzystnych tendencji, które obecnie zdominowały elity brukselskie? W jaki sposób ustrzec Polskę i inne kraje europejskie przed utratą tożsamości narodowych i suwerenności państwowej?

Jeżeli w Parlamencie Europejskim będzie wiele głosów rozsądku, wielu europosłów przeciwnych złym kierunkom, w jakich w ostatnich latach podążała Bruksela, jest szansa na zmianę. Jak ustrzec Polskę przed utratą tożsamości? Każdy Polak może to zrobić bardzo prosto już 9 czerwca, opowiadając się za tymi kandydatami, którzy będą bronić polskiej podmiotowości na arenie europejskiej.

Bardzo dziękuję za rozmowę!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *